Nie jestem cukiernikiem, a jednak tworzę torty , ciasteczka…./ Teresa Pogoda.
10 min read


https://www.facebook.com/cakesnorway
Nie jestem cukiernikiem, a jednak tworzę torty , ciasteczka….
Kiedy dzieci dorastały zdałam sobie sprawę, że przez 20 lat zupełnie nie myślałam co mi w duszy gra. Długotrwałe choroby dzieci nawet nie pozwoliły mi o tym myśleć. To był czas ogromnego strachu o ich życie, ale kiedy wchodziły w dorosłość zaczęły wić swoje gniazdka moją pustkę zaczęła wypełniać nieustająca myśl i powrót do lat dziecięcych, kiedy jako sześcio-siedmiolatka robiłam rysunki 6 lat starszemu bratu do szkoły ,a nauczycielki zachwycały się jego pracami.
Było to dla mnie ogromne wyróżnienie, dlatego w latach szkolnych plastyka była moim najbardziej ulubionym przedmiotem. Zatem wybór szkoły plastycznej był oczywisty. Czułam się jak ryba w wodzie. Spełniałam swoje marzenia. Śmierć taty i drastyczny spadek dochodów nie pozwoliły na kontynuacje studiów. Zeszłam na ziemię, weszłam w szarą rzeczywistość i ta nieustająca myśl do przeszłości. Teraz, po tylu latach przerwy nie dam rady, wszystko zapomniałam, nie, nie, przecież już nic nie umiem, myśli kotłowały się w głowie.
Zapisałam się na kurs plastyczny dla początkujących. Z podekscytowaniem biorę kartkę i ołówek. Mamy namalować martwą naturę.
- Pani skończyła szkołę plastyczną, od razu widać- usłyszałam głos nauczycielki za moimi plecami – to pani powinna uczyć innych, a nie sama się uczyć. Te słowa były dla mnie jak balsam dla duszy. To nadal jest we mnie !!!, czułam się taka szczęśliwa. A potem kolejne prace – obrazy olejne, a w nich zatraciłam się do reszty. Mama niejednokrotnie była zadziwiona – idę spać, budzę się rano, a tu kolejny obraz gotowy.
Wyjazd do Norwegii, ciężka praca do póżna i znów obrazy poszły w odstawkę. Pamiętam był kwiecień 2011 rok, wraz z rodziną wybrałam się do Rjukan, miasteczka, które otoczone jest wysokimi górami i tylko 3 dni w roku dochodzi tam słońce. W pewnym momencie odeszłam od grupy i zapatrzyłam się w góry i wtedy zobaczyłam coś niezwykłego, zobaczyłam góry w całej potędze swojego Majestatu. Miałam wrażenie jakbym znalazła się w innej przestrzeni, jakby Wszechświat chciał przede mną odkryć swoją niezwykłość i wielką Moc. To było niezwykłe przeżycie, którego słowami trudno opisać. Potem wiele razy próbowałam zapatrywać się w góry, aby wejść w ten niezwykły stan, ale tylko na momencik jeszcze raz mogłam tego doświadczyć.
Cały mój dotychczasowy świat od tego momentu runął. Doświadczyłam wiele bolesnych sytuacji, aby poprzez te doświadczenia wrócić do mojej pasji, którą zakopałam pozwalając, aby inni za mnie decydowali, co mam robić, jak mam żyć.
Kiedy sięgnę pamięcią wstecz na moje lata spędzone w Norwegii, to powiem tak, był to czas ogromnego bólu, rozdartego serca, ogromnego krzyku, którego nikt nie słyszał, ale również był to czas, wielkiej mojej kreacji, spełnionego marzenia, odkrywania siebie na nowo, uczenia się celebrowania chwili, samorozwoju, radości, szczęścia, ogromnej determinacji .
To tak jakby Bóg testował mnie, na ile jestem w stanie wykrzesać z siebie siły, aby pokazać światu na co mnie stać.

- Mamuś jaki super tort z pampersów widziałam u Margrette !!! – pewnego dnia już od drzwi zawołała Natalka.
- Z pampersów !!! – nie mogłam w to uwierzyć, przecież tego nie można zjeść !!!, a córka śmiejąc się weszła w Internet pokazując mi najpierw torty z pampersów, a potem przeszła w piękne, kolorowe torty jadalne w stylu angielskim. Oczu nie mogłam oderwać. Zapragnęłam posiąść wiedzę w tym kierunku. Intensywnie zaczęłam szukać gdzie mogłabym się ich nauczyć. Miesiąc później pełna ciekawości i podekscytowania siedziałam w samolocie do Warszawy, aby poznać tajniki wiedzy cukierniczo dekoratorskiej.
Tak zaczęła się moja przygoda z tortami. Stale doskonaliłam swój warsztat pracy ucząc się sama, jak również u światowych sław cukierniczych dekoratorów. W tym pięknym surowym kraju wikingów, gdzie natura jest tak piękna, że zapiera dech w piersiach od 8 lat tworzę torty i ciasteczka artystyczne, aby z kolei spełniać marzenia małych i dużych jubilatów, aby choć na chwilę przenieś ich w świat baśni, bajek i ich pasji.
Piękno natury norweskiej, miłość do Ojczyzny, pasje do tworzenia spowodowały, że zapragnęłam to wszystko przelać na papier. Moim zamiarem było, aby stworzyć książkę z duszą, która przeniesie czytelnika w zaczarowany świat czekolady, marcepanu, celebracji chwili i pięknych rodzinnych relacji. W książce pokazuje, że każdy jest wyjątkowy i że nawet z maleńkiej uroczystości rodzinnej może zrobić wspaniałe królewskie przyjęcie. Moim zamiarem jest rozbudzenie w czytelniku pasji do pieczenia, dekorowania i pięknego podania cukierniczych kreacji. Marzeniem moim jest, aby w sercu każdego zagościła POGODA na królewskie rozpieszczanie swojego podniebienia.
Książka „Pogoda na torty i słodkie kreacje„ to piękny, kolorowy album w formacie A4. Książka pisana jest w dwóch językach równocześnie, polsko – norweskim. Łączy ona kulturę naszej ukochanej Ojczyzny iJej ludowość z dzikością i piękną naturą kraju Wikingów w dziedzinie słodkości.
A to kilka relacji z moimi klientami.
Wiedziałam, że ten obraz wart jest więcej, niż to, co powiedziałam, ale czułam, że nie powinnam wziąć więcej. To co dostałam w zamian warte było niejeden MILION!. Sympatyczne, starsze małżeństwo mieszka w pięknym, przestronnym mieszkaniu w Oslo. Mieszkanie jest gustownie urządzone, łączy w sobie nowoczesność z antykami. Na ścianie dużo obrazów. Od razu widać, że kochają otaczać się dobrymi rzeczami. Od samego początku, kiedy przyszłam do nich do pracy, poczuli do mnie sympatię, zresztą z wzajemnością. Po jakimś czasie przydzielone zostały mi inne prace, około 2 lat nie byłam u nich. Kiedy ponownie do nich przyszłam widziałam ich ogromną radość, że znów jestem. Kobieta przytuliła mnie.
- Wiele razy dzwoniłam do Twojej szefowej, abyś do nas wróciła powiedziała wzruszona. – Jesteś !
Zrobiło mi się ciepło na sercu. Zastanawiałam się niejednokrotnie kim ja dla nich jestem, ze tyle miłości mi okazują. Bardzo ciekawi byli moich pasji. Oglądali zdjęcia moich tortów z zachwytem. Któregoś dnia nawet zrobiłam dla nich taki niewielki z kwiatami. Opowiadałam o książce, którą piszę, o rejsie, który wygrałam za wysłane zdjęcie z tortem, na którym był orzeł Polski. - Czy tylko torty dekorujesz, a czy cos jeszcze?
- Maluję różne wzory, kwiaty na ubraniach – odpowiedziałam i pokazałam zdjęcia w telefonie.
- Piękne, ale co jeszcze? – dopytywali
- Maluję obrazy.
- Pokaż !!! – oczy im jeszcze mocniej rozbłysły
- Ten zielony, ten chcemy mieć !!!

Kiedy im zaniosłam, zobaczyłam łzy wzruszenia. Postanowili zawiesić go w najbardziej centralnym miejscu w salonie nad kominkiem. Długo siedzieli i wpatrywali się w niego, a potem kobieta coś pilnie, z przejęciem szukała w tablecie.
- Teresa, czy znasz Jakob WEIDEMANN ? Nie – odpowiedziałam szczerze. To wielki norweski artysta – patrz te dwa Jego obrazy są prawie takie same, jak ten, co namalowałaś. Namalujesz jeszcze dla nas drugi obraz?
Tym razem to w moich oczach zakręciły się łzy. Czułam się bardzo szczęśliwa. Obiecałam , że namaluję jak tylko wrócę z Polski . Kiedy wróciłam kobieta była na łożu śmierci, nie zdążyłam dla niej, ból przeszywał moje serce. Nadal pracowałam w tym domu. Mężczyzna milcząco, poprzez smutek delikatnie się uśmiechał . - Ja nadal czekam na Twój obraz – pewnego dnia powiedział do mnie.
Oddałam się tworzeniu. Pamiętałam słowa kobiety, aby obraz był w tonacji czerwieni, a ja chciałam poprzez ten obraz zachować pamięć cudownej jego żony, Jej radość , Jej szczerość, Jej miłość do męża. Chciałam poprzez obraz dać mu nadzieję, że jeszcze dla Niego zaświeci słońce. Kiedy ukończyłam go wysłałam zdjęcie koleżance Gosi, która ma wrażliwą duszę i widzi więcej, komentując, że jest to mój pierwszy obraz w tak odważnych kolorach.- Wow, wow, wow !!! Śliczny. Możesz go nazwać „Po Burzy”
Skojarzyło mi się trochę z tęczą – kontynuowała, ale lepiej po burzy, bo wtedy zawsze świeci słońce,nawet po burzy w życiu. Kiedy odpisałam Jej z jaką intencją malowałam i dla kogo Gosia odpisała: Oj , widzisz. Po burzy i jemu niech słońce zaświeci. Właśnie, chciałam poprzez obraz dać mu nadzieję – odpisałam. Od razu poczułam taką energię. Widzisz jak pięknie mówisz obrazem. Maluj Kochana. Dawaj ludziom słońce. Zrób pracę u Elizabeth, powiedziała do mnie koleżanka, której zdrowie nie pozwoliło pracować dłużej. Elizabeth liczy, że przyjdę do niej, ale ja wiem, że w najbliższym czasie nie dam rady, ze smutkiem kontynuowała. Poszłam jednak, Starsze małżeństwo przywitało się ze mną , ale popatrzyli na mnie z lekką nieufnością. Ludzie przyzwyczajają się do osób, które u nich pracują. Przejmować pracę po kimś nie zawsze jest proste. Szybko jednak skradłam ich serca, nawet dali mi podwyżkę. Od tej pory witali mnie zawsze z uśmiechem pytając o mnie, o moją rodzinę, o moje pasje. Z okazji urodzin Elizabeth zrobiłam dla niej ciasteczka, zapakowałam w celafonik. Przez wiele tygodni leżały w widocznym miejscu. Kiedy opowiadałam im, że piszę książkę, pokazywałam zdjęcia z sesji, od razu powiedzieli, że ją kupią. W ostatnim czasie mężczyzna podupadł na zdrowiu. Posmutniał. Kiedy przychodziłam , mimo bólu jaki mu towarzyszył lekko się uśmiechał. Wyjechałam do Polski, aby dokończyć książkę.
Cierpliwie czekali, niekiedy przysyłali mi sms, czy wszystko u mnie ok. Nareszcie przyszedł dzień, kiedy z wielką radością mogłam wziąć książkę do ręki. Przyjechała z drukarni. Napisałam, że wracam z książką. Czekali na mnie podekscytowani. Mężczyzna na widok książki rozpromieniał. Poklepał mnie po ramieniu, powiedział, że jest bardzo dumny i przyniósł mi 2 razy więcej pieniędzy niż ją wyceniłam. Ich radość była ogromna. Będąc u nich w ostatnich dniach, zrobiłam im malutki torcik na Święta . Zapakowałam w pudełko i przewiązałam kokardką. Mimo, że wiedzieli, że to torcik otwierali jakby był tam największy skarb. Byli szczęśliwi, radośni. Mężczyzna wyglądał tak, jakby mu na nowo wszystkie siły wróciły, a ja? to był dla mnie bardzo szczęśliwy dzień.

CO ŁĄCZY MNIE Z NORWESKIMI ARTYSTAMI ???
Już raz od pewnej cudownej Norweżki , która zakupiła mój obraz usłyszałam, że namalowałam łudząco podobnie do słynnego norweskiego artysty Jakoba Weidemann, którego sztuki w ogóle nie znałam. A teraz miałam stworzyć tort dla Jubilata, który zakochany jest w sztuce norweskiego artysty, który łączy graffiti ze sztuką wzornicza Martina Whatson.
Miałam wolną rękę w projektowaniu tortu. Naśladować artystę, kopiować jego dzieło ? Z cukru stworzyć obraz ? Najłatwiejszym rozwiązaniem byłoby wydrukować opłatek, ale jakoś tej opcji nie brałam pod uwagę. Chciałam sama siebie sprawdzić. Początkowo zrobiłam szablon i chciałam każdy element w lukrze wycinać. W tej sytuacji spędziłabym nad tortem baaardzo dużo godzin. Wycięłam z lukru niedżwiedzia i połączyłam technikę malowania i wyklejania. Nie ukrywam ,że po ukończonej pracy uśmiechnęłam się sama do siebie. Największą nagrodą dla mnie był szczery zachwyt i słowa partnerki Jubilata, która odbierała tort. Lepiej nie mogłam trafić z zamówieniem. Dokładnie taki sam obraz wisi u nas na ścianie, a Eugenio uwielbia go. Takie sytuacje zawsze dodają skrzydeł.

Dziękując Bogu, że mogłam tyle niezwykłych chwil doświadczyć w Norwegii, podjęłam decyzję o powrocie do swojego kraju, do Polski. Po raz kolejny raz zdarzyło się coś pięknego. Oto krótka historia.
Szósta rano. Mgła unosiła się w górach po ulewnych deszczach. Poszłam na spacer. Z pola campingowego, gdzie zatrzymaliśmy się na nocleg, gdzieniegdzie słychać było ciche chrapanie. Byłam wtedy w trudnym momencie swego życia. W potędze gór i jej ciszy chciałam wiele rzeczy przemyśleć. Nagle góry zaczęły układać się w obrazy, wręcz pokazały mi się całe historie z mojego życia. To nie były łatwe historie, a potem na szczycie, w szczelinie górskiej resztki śniegu przybrały postać Jezusa.
Po powrocie wzięłam płótno i chciałam to wszystko uchwycić, a potem jak uczyłam się na Vedic Art malowaniem uzdrawiać. Namalowałam góry, ale były blade bez wyrazu, jakby to nie był ten czas. Minęło kilka lat. Namalowałam inne obrazy, napisałam i wydałam książkę, a blade góry wciąż czekały i nie dały się ruszyć. Nieraz brałam je do ręki, ale nie potrafiłam zrobić nawet kreski . Teraz, kiedy podjęłam bardzo ważne decyzje życiowe i kiedy miałam spędzić ostatnią noc na mieszkaniu poczułam , ze muszę coś z tym obrazem zrobić. Próbowałam go zamalować, a góry upomniały się o swoje Wręcz krzyczały, że tu są. Położyłam złotą farbkę na ich szczycie i wtedy miałam wrażenie jakby dawały się okiełznać. Palcami nakładałam kolejne kolory. Wszystkie sceny z tamtego czasu stanęły mi przed oczami. Malowałam spalone drzewa. Malując poczułam delikatną siłę, subtelną moc, jakby Ktoś prowadził moje palce po płótnie. Spalone drzewa robiły się coraz bledsze, jakby w obraz wchodziło Światło. Poczułam jakby Wszechświat odsłaniał przede mną wielką tajemnicę, tajemnicę bezwarunkowej miłości. Był środek nocy, a Ja w sercu czułam ogromną radość.
https://www.facebook.com/cakesnorway