PONADCZASOWE MOSTY/ Cezariusz Gadzina.
12 min read

PONADCZASOWE MOSTY – CEZARIUSZ GADZINA
Łatwo i szybko używa się słów, typu: światowa sława, wirtuoz, finalista konkursów, zdobywca wielu nagród, itp, aby nadać szczególnej ważności danej osobie. Często są one naciągane i zawierają maksymalnie kilkanaście procent prawdy. Powód ? Prosty – chęć sławy i rozgłosu. Taka słabość ludzka, spotęgowana w społeczeństwach emigracyjnych. Są jednak artyści, których wielkość przerasta te wszystkie „słodkie” słowa. Jeden z nich mieszka w Brukseli. Skromny, dyskretny, ciepły uśmiech, łagodne spojrzenie, bardzo aktywny ale zawsze ma czas dla przyjaciół i nigdy nie przestał dążyć do realizacji swoich pragnień.
Cezariusz Gadzina – urodzony szczęśliwego dnia , 13 sierpnia 1966 roku w Wierzchowie, w województwie zachodniopomorskim. Ukończył Państwową Średnią Szkołę Muzyczną w Koszalinie jednocześnie w dwóch klasach – saksofonu u Janusza Vogelsingera i akordeonu u Zygmunta Wybrańca. Miłość do muzyki ułatwiła mu wybór następnego kroku. Został absolwentem Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina w Warszawie w klasie saksofonu klasycznego amerykańskiego saksofonisty Davida Pitucha.
Około 5 lat temu, na jednej z uroczystości organizowanej w Ambasadzie Polskiej w Brukseli zauważyłam wśród grupy osób wesoło rozmawiających, mężczyznę bardzo wyróżniającego się mową ciała. Płynność jego gestów w muzykalnym ciepłym tonie nasączała atmosferę salonu. Podeszłam bliżej. Przedstawił się tylko imieniem i nazwiskiem i ani słowa o swojej karierze muzycznej. Dopiero potem dowiedziałam się kim jest Cezariusz Gadzina i co robi w Belgii. Widzieliśmy się czasami na różnych spotkaniach polonijnych. Któregoś razu zaprosił mnie na swój koncert do bardzo popularnego Sounds Jazz Club w Brukseli.
Oczywiście pojechałam. Po półtoragodzinnym koncercie publiczność zalewała oklaskami prosząc w nieskończoną ilość o bisowanie. Tego wieczoru pojechałam z kamerą i nagrałam ta ucztę muzyczną oraz przeprowadziłam z Czarkiem wywiad. W rozmowie wyciągałam informację na temat jego profesjonalnej działalności a on z twarzą szczęśliwego dziecka opowiadał mi o muzycznych przygodach swojego życia. Obecnie wszyscy przeżywamy trudną sytuację pandemii ogarniającej cały świat i budzi to masowe depresje i zniechęcenie do robienia czegokolwiek. Cezariusz do takich osób nie należy, non-stop jest aktywny.
Kilka dni temu poprosiłam go aby podzielił się informacją o sobie dla czytelników kwartalnika DESIGNER. Zasypałam go ogromną ilością pytań ale on znalazł czas i cierpliwie odpowiedział.
Margherita Villa: opowiedz proszę o stypendium, które spowodowało twoją obecność w Belgii.

Cezariusz Gadzina: Już podczas studiów w Akademii Muzycznej im. F. Chopina w Warszawie współpracowałem z wieloma wybitnymi polskimi kompozytorami, takimi jak Bogusław Schaeffer, czy Maciej Małecki, którzy komponowali utwory, z myślą o mnie, jako pierwszym wykonawcy. Na początku kariery było to dla mnie znakomitą rekomendacją i otwierało wiele drzwi. Np. zostałem zaangażowany w charakterze aktorsko – muzycznym do przedstawienia teatralnego wystawianego w Teatrze Dramatycznym w Warszawie, gdzie wspólnie z Jadwigą Jankowską Cieślak i Włodzimierzem Pressem wykonywaliśmy jednoaktówki Artura Millera. W związku z dużym powodzeniem tego spektaklu, zagraliśmy go ponad 100 razy. W między czasie byłem uczestnikiem kilku konkursów mistrzowskich u profesora Ed Bogaarda, który był wykładowcą w Konserwatorium Muzycznym w Amsterdamie – Holandia oraz jednocześnie w Lemmensinstituut Leuven – Belgia. Zaproponował mi, żebym do niego przyjechał na studia. Zacząłem starać się o stypendium fundowane przez Rząd belgijski, ale było to bardzo trudne, bo wówczas przyznawano je tylko 6 osobom rocznie na wszystkie uczelnie, ze wszystkich specjalności w całej Polski. Fakt, że to właśnie ja zostałem wytypowany jako najbardziej obiecujący absolwent Akademii Muzycznej w Warszawie nie wystarczał bo musiałem konkurować ze studentami i naukowcami z innych dziedzin. Udało się! W 1992 roku wyjechałem do Belgii, do kraju Adolfa Saxa (nota bene Belga – urodzonego w Dinant), słynnego konstruktora saksofonu. Miło więc było przyjechać do Belgii i pogłębiać swoją saksofonową wiedzę w kraju skąd wywodzi się saksofon.
M.V. – Czy brałeś udział w konkursach ?
C.G. – Tak, z kwartetem jazzowym wygraliśmy Europ Jazz Contest w Sorgues/Avignon we Francji. Po tym sukcesie natychmiast dostaliśmy wiele propozycji koncertowych, gdzie najbardziej prestiżową był koncert w Sali Kongresowej w Warszawie podczas największego wówczas Festiwalu Jazzowego w Polsce -Jazz Jamboree.
M.V. – Jak rozwijała się Twoja kariera w Belgii ?
C.G. – Starałem się konsekwentnie budować kontakty i bywać we właściwym miejscu o właściwym czasie. Stypendium opłacone było tylko na rok i szybko się skończyło, ale w miedzy czasie dostawałem różne propozycje współpracy i dzięki temu mogłem pozwolić sobie na przedłużenie pobytu i kontynuowanie studiów w Lemmensinstituut w Leuven w klasie saksofonu klasycznego u wcześniej wspomnianego profesora Ed Bogaarda. Potem było Królewskie Konserwatorium Muzyczne w Brukseli , w klasie saksofonu jazzowego u amerykańskiego saksofonisty Johna Ruocco. Któregoś razu wziąłem udział w konkursie na
stanowisko saksofonisty sopranowego w bardzo renomowanym belgijskim kwartecie – Blindman Saxophone Quartet . Wygrałem i od tego momentu moja kariera nabrała dużego tempa, ponieważ ten zespół był Ambasadorem Kultury Flamandzkiej, reprezentował Flandrię na całym świecie. Blindman Saxophone Quartet wykonywał głównie muzykę współczesną, nie był komercyjnym zespołem, ale potrafił szokować publiczność nieprawdopodobnymi pomysłami.
M.V. – To niesamowite! Na czym to polegało ?
C.G. – Wykorzystywaliśmy niekonwencjonalne techniki gry na saksofonie, takie jak „slaptongue”, oraz różne elementy teatralne takie, jak np. mieszanie tysiąca litrów mleka z wodą. To był proces nieustannego zmieniającego się obrazu trwającego cały koncert. Chciałbym dodać ze mleko zawsze było przeterminowane, wiec zaprzyjaźnione sklepy lub hurtownie chętnie nam je udostępniały wiedząc, że jeszcze można je wykorzystać do instalacji wizualnych. W jednym z naszych projektów 1000 kg żelastwa które było podwieszone pod sufitem w niewidoczny sposób spadało z wysokości 10 metrów na koniec koncertu co niesamowicie szokowało publiczność. To były odjazdowe efekty ! Koncertowaliśmy prawie w całej Europie a do najciekawszych wyjazdów poza granice Europy zaliczam koncerty w Singapurze. W sumie z Blindmanem przygoda trwała 3 lata do 1999 roku.
M.V. – Wiem, że miałeś szczególne refleksje z tego okresu. Powiesz?
C.G. – Ten czas otworzył mi oczy. Miałem okazję dowiedzieć się jak zorganizowana jest współpraca wielu elementów w dziedzinie kultury we Flandrii . Na sukcesy i sprawy organizacyjne zespołu czteroosobowego pracowała trójka osób w biurze. Te proporcje były dla mnie nowe. W Polsce, z której wyjechałem, wyglądało wszystko absolutnie inaczej, nie było takich warunków. Jako muzyk zajmowałem się tylko muzyką, co pozwalało mi rozwijać talent i kontynuować karierę.
M.V. – No tak, to jest argument aby zostać w Belgii. Mogłeś realizować swoje projekty a wiem, że masz ich niezliczoną ilość. Który z nich uważasz za prestiżowy?
C.G. – Chyba więcej niż jeden. Po współpracy z kwartetem związałem się z muzycznym domem produkcyjnym Muziek Forum i wspólnie zrealizowaliśmy dużo projektów. Wraz z moją żoną Anną Ciborowską, którą poznałem podczas wspólnych studiów w Warszawie. Razem utworzyliśmy w Belgii 1999 roku Smyczkową Orkiestrę Kameralną – Ricercare. W jej skład wchodziło 20 polskich muzyków grających w renomowanych orkiestrach Belgijskich, takich jak Orkiestra Filharmonii Narodowej czy Opery De Munt. Graliśmy głównie polski repertuar, nie tylko ten już istniejący ale także utwory specjalnie dla nas skomponowane. Te nowe utwory zostały zarejestrowane na płycie przez Orkiestrę Kameralną Polskiego Radia „Amadeus” pod dyrekcją Agnieszki Duczmal gdzie solistami była właśnie Anna Ciborowska jako pianistka oraz ja jako saksofonista. W 2002 roku została wydana płyta przez wytwórnię KOCH (Classical Edition Polonia) To był dla nas wielki sukces. Płyta również cieszyła się ogromną popularnością i wielokrotnie była prezentowana na antenach radiowych.

Następnym udanym projektem, który zrealizowałem, było założenie grupy muzycznej Saxafabra, której celem artystycznym było łącznie różnych stylów muzycznych. Tym razem udało mi się połączyć muzyków belgijskich z muzykami marokańskimi. Repertuar muzyczny zawierał wszystkie moje kompozycje napisane specjalnie dla tego zespołu. Nagraliśmy płytę dla cenionego belgijskiego wydawnictwa De Werf.
Zagraliśmy kilka tras koncertowych prawie w całej Belgii, w tym bardzo prestiżową trasę Jazz Lab Series . W 2010 roku otrzymałem zamówienie od organizatorów Festiwalu Jazz Brugge w Brugii na przygotowanie specjalnego koncertu, który nazwałem MOSTY. W ramach wolności artystycznej, jaką zaoferowali mi organizatorzy ,wybrałem międzynarodowy 10-cio-osobowy skład, gdzie było miejsce również dla muzyków z Polski , trębacza Piotra Wojtasika i akordeonisty Cezarego Paciorka i skomponowałem specjalnie na tą okazje nowe utwory. Przedstawiliśmy ten program w pięknej Concertgebouw w Brugii co było dla mnie kolejnym ogromnym wyróżnieniem, ponieważ ta sala koncertowa jest jedną z najbardziej prestiżowych sal w Belgii. Koncert był nagrywany na żywo i nadawany w radiu. Odnieśliśmy sukces, który powtórzyliśmy kilka miesięcy później na Festiwalu Brosella w Brukseli. Po kilku latach projekt MOSTY został uwieńczony nagraniem płyty pt: „Mosty” dla wytwórni Universal Music w Polsce z udziałem najlepszych polskich muzyków jazzowych. Fakt wydania przez Universal tej płyty, samo w sobie było już sukcesem, ponieważ ta wytwórnia generalnie wydaje bardzo niewiele płyt jazzowych a w 2017 roku moja płyta była jedna z dwóch jazzowych CDs. Płyta uzyskała bardzo wiele pozytywnych recenzji prasoowych.

M.V. – Wyjaśnij proszę dlaczego płyta miała tytuł MOSTY ?
C.G. – Tytuł powstał z chęci łączenia odmiennych stylów muzycznych i łączenia ludzi. Każdy z 8 utworów ma tytuł Most, ale w różnych językach. Tuż przed pandemią wykonaliśmy ten program na Sopot Molo Jazz Festiwal , Jazz Pro w Kołobrzegu i w pięknej sali narodowego Forum Muzyki we Wrocławiu.
Kolejny projekt zrealizowany przeze mnie to European Saxophone Ensemble. Utworzyłem grupę złożoną z 12 saksofonistów na bardzo wysokim poziomie dzięki koncepcji opartej na wyselekcjonowaniu najlepszych młodych europejskich saksofonistów w drodze przesłuchań, które organizowałem w całej Europie. Projekt został zauważony przez Unię Europejską i otrzymaliśmy dofinansowanie oraz nadano nam tytuł Ambasadora Kultury Unii Europejskiej. To było nieprawdopodobne przedsięwzięcie i niebywale atrakcyjne, bo do rzadkości należy obecność 12 saksofonistów na scenie grających na różnych saksofonach, rożną muzykę od klasyki przez jazz po współczesne utwory. Niektóre utwory muzycy grali włączając elementy teatralne, byli aktorami aby przekaz był komunikatywny, bez słów zrozumiały dla ludzi ze wszystkich krajów. Zostały nagrane 2 płyty CD oraz zarejestrowana live płyta DVD.
M.V. – Czy przyczyniłeś się do osiągnięcia sukcesu jakiemuś młodemu muzykowi?
C.G. – Mam nadzieje, ze tak. Przede wszystkim saksofoniści z The European Saxophone Ensemble dla których często komponowałem utwory aby zespół był platformą do rozpoczęcia własnej drogi artystycznej. Również podczas Międzynarodowych Kursów Mistrzowskich odbywających się co roku w sierpniu w Zamościu, w latach 2000 – 2010, gdzie prowadziłem klasę saksofonu. Pewnego roku przyjechał altowiolista Michał Zaborski. Właśnie ze mną stawiał swoje pierwsze kroki w improwizacji jazzowej. Rok rocznie odwiedzając te Kursy Mistrzowskie bardzo się rozwinął, co oczywiście dało mi to wielką satysfakcję. Obecnie Michał gra w Atom String Quartet, jednym z najbardziej rozchwytywanych kwartetów smyczkowych grających jazz. Do dzisiaj bardzo się przyjaźnimy i mamy wspólne projekty muzyczne. Nagraliśmy razem płytę , która została okrzyknięta najlepszą płytą roku 2017 w holenderskim periodyku Jazzowym Jazzism. W zeszłym roku pojechaliśmy na festiwal do Korei Południowej i do Chin.

M.V.- Otrzymałeś chyba 2 medale?
C.G. – Ambasador RP w Brukseli docenił moją działalność artystyczną i otrzymałem odznaczenie Zasłużony dla Kultury Polskiej w 2006 i medal Bene Merito w 2017 roku za szerzenie kultury polskiej za granicą. W drodze głosowania Polonii, zostałem również wybrany Polakiem Roku w Belgii, w 2009 roku.
M.V. – Czy masz jakiegoś idola ?
C.G. – Oczywiście, słynny jazzman Michael Brecker. Jest on saksofonistą totalnym, wspaniale odnajdującym się w każdej sytuacji. Potrafi grać solówki w różnych stylach i robi to perfekcyjnie. Najbardziej fascynuje mnie jego ogromna rozległość stylistyczna. Toots Thielemans, wirtuoz, w wieku dziewięćdziesięciu kilku lat wychodził na scenę i potrafił zaczarować tysiące ludzi, całą publiczność. Prawdziwy mistrz. Uważam, że otrzymał specjalny dar od Boga – talent i umiał go wykorzystać.
M.V. – Najpiękniejsze zdarzenie w twoim życiu?
C.G. – Nie ma takiego jednego. Wszystko jest piękne… Może koncerty na żywo w duecie z najlepszym polskim gitarzystą jazzowym , niestety już nieżyjącym Jarkiem Śmietaną. Graliśmy często w duecie i nagraliśmy też płytę.
M.V. – Czy świat może istnieć bez muzyki ?
C.G. – To filozoficzne pytanie …….. Natura tworzy brzmienia, ale muzyka jako zorganizowane dźwięki i przebiegi harmoniczno – melodyczne jest wytworem człowieka. Świat istnieje, nie ma innej drogi ale muzyka tworzona przez człowieka uzupełnia brzmienia natury przenikając się nawzajem.
M.V. – co czujesz, kiedy grasz na scenie? Czy zawsze tak samo?
C.G. – Nie, nigdy nie jest tak samo. Zależy to od wielu czynników ale staram się osiągnąć poziom połączenia z publicznością. Wysyłam im część energii a publiczność ją zwielokrotnia i mi ją oddaje. To jest taka synergia zupełna.
M.V. – jaka jest twoja największa satysfakcja z zawodu muzyka?
C.G. – Chęć dzielenia się pięknymi uczuciami zawartym w muzyce i w pewnym sensie posiadanie wpływu czynienia kogoś bardziej szczęśliwym. Dawać siebie i dawać coś z siebie to jak malowanie czyjejś wyobraźni.
M.V. – Czy miałeś flirt z muzyka rozrywkową ?
C.G. – Tak, uczestniczyłem w nagraniach teledysków, różnych artystów, grałem w zespołach akompaniujących koncerty Miss Polonia, jak również w wielu kabaretonach. Od 2018 roku biorę udział w dużych produkcjach organizowanych w Polsce z gwiazdami polskiej muzyki rozrywkowej; z Justyną Steczkowską, Kasią Moś, Krzysztofem Cugowskim, Andrzejem Piasecznym, Anią Wyszkoni, Kasią Certwicką, Januszem Radkiem, Igorem Herbutem ……To są duże koncerty w wielkich salach, jak Spodek w Katowicach, Torwar w Warszawie, czy Hala 100-lecia we Wrocławiu. Występuję tam również jako solista, co jest szalenie satysfakcjonujące. Poza tym spędzanie czasu na trasie z tymi artystami jest bardzo ciekawym doświadczeniem nasączonym ogromną ilością pięknych chwil.
M.V. – Jakie masz przesłanie dla młodych muzyków szczególnie teraz w czasie lock-downu ?
C.G. – Najważniejsza jest konsekwencja w podążaniu swoją drogą co daje największe rezultaty i szansę powodzenia. Lock-down nie powinien być przeszkodą. Muzyk ma więcej czasu na komponowanie, układanie nowych projektów, ćwiczenie. Potraktujcie to jak zwiększenie świeżego powietrza do waszego życia artystycznego.
M.V. – Czy uważasz, że w życiu lepiej płynąć z falą, czy pod prąd?
C.G. – trzeba łapać falę, łapać wiatry i wykorzystywać te dobre wiatry ale też trzeba umieć płynąć pod prąd. To jak łapanie pociągu na stacji i dalszych przesiadek na czas. Trzeba gonić za okazją, łapać chwilę i jednocześnie być na tyle mocnym aby móc iść pod prąd.
M.V. – czego życzysz sobie i innym na 2021 rok?
C.G. – Żeby ludzie nie dali się „ukoronować”…(to a’propos Covida ). Życzę człowieczeństwa ………aby człowiek umiał empatycznie zauważyć drugiego człowieka.
M.V. – Życzę tobie zdrowia i silnych płuc abyś mógł jeszcze wiele lat dawać cudowne koncerty, żebyś był idolem dla młodych muzyków, realizacji twoich wszystkich planów o raz miłości. Dziękuję ci za ekskluzywny wywiad do magazynu DESIGNER.

Muzyka porusza wszystko, to wolność, to miłość! Nie istnieje piękniejszy język na świecie, który jednoczy ludzi. Tak właśnie żyje Cezariusz Gadzina. Bez układania specjalnego planu jego muzyka przemawia i łączy a towarzyszą temu wzruszenie i uczucie miłości, które są największą mocą i siłą przebicia ponad wszystko, ponad każde zło, niepewność, brak zdecydowania i wszelkiego rodzaju słabości.
Cezariusz Gadzina dotykając ustami saksofonu, od pierwszych dźwięków zamyka oczy i wnika w muzykę. To jest niebywała transformacja na scenie. Jego ciało przybiera eterycznych kształtów, każdy jego ruch to jedyny w swoim rodzaju taniec, którego choreografem jest muzyka. Słuchając utworów w jego wykonaniu i patrząc na jego ciało można zobaczyć i poczuć wszystkie żywioły tego świata: wiatr, światło, fale morskie, ogień i ziemię, które brzmią, przenikają przez skórę i docierają do świadomości. Nagle każdy może poczuć, że również staje się muzyką i czuje silną przynależność do wszechświata. Staje się jednością a umysł doznaje harmonii co daje uczucie miłości absolutnej. To jak lekki ale stanowczy, realny powiew wiatru z misją dobra, piękna i miłości.
Margherita Villa
Bruksela 20/01/2021