Legenda o Janosiku.
36 min read

O zbójnictwie i zbójnikach tatrzańskich Podhale do w. XIII, tj. do pierwszego okresu osadnictwa, było puszczą lesistą, siedliskiem dzikiego zwierza, a jej mieszkańcami [były] bandy zbójników. Sprowadzeni w pierwszej połowie w. XIII z Jędrzejowa do Ludźmierza cystersi do koonizacji rozpoczętą przez siebie pracę musieli w krótkim czasie przerwać i przed napadem Tatarów w r. 1241 szukać schronienia w wybudowanym przez siebie na Szaflarskiej Skałce zamk. Po zburzeniu kościoła i klasztoru w Ludźmierzu cystersi, nie czując się pewnymi i bezpiecznymi na tym zameczku przed zbójnikami i napadami, przenieśli się do Szczyrzyca. Z tych to zapewne czasów pochodzi jedna z najdawniejszych piosenek zbójnickich:
Hej, jak sie rusýmy, Z wiyrchów Marusýny, Zámek ozbijymy, Zádyn nie zginiymy.
Sam Długosz wspomina, że powodem tego przeniesienia się cystersów były właśnie napady rozbójnicze. Z pobytu cystersów na Podhalu pochodzi podanie o wystawieniu przez nawróconych rozbójników kościoła św. Anny na cmentarzu w Nowym Targu i o modrzewiowym kościele w Dębnie, po objawieniu się tamże św. Michała. Osadnictwo na Podhalu w pierwszym okresie było słabe, wpłynęły na to różne dla osadnictwa niekorzystne okoliczności: wylewy rzek górskich, same puszcze, napady rabunkowe ze strony coraz więcej groźnie występujących na całym Podhalu band rozbójniczych. Osiedlanie się musieli wstrzymywać lub przerywać. Inni osadnicy obawiali się zakładać osady, stronili od Podhala i woleli szukać do osiedlania się okolic przystępnych i bezpiecznych. Po opuszczeniu Podhala przez Tatarów powrócili cystersi do Ludźmierza i zajęli się duszpasterstwem. … W miarę postępu osadnictwa rozbójnictwo przyjmowało coraz szersze rozmiary. Obok tego wytwarzało się powoli i zbójnictwo. Należy jednak odróżnić zbójnika od rozbójnika. Rozbójnicy to szumowiny, przybłędy, wyrzutki społeczeństwa, bandyci, dla których rozbój to cnota, to wyrafinowani, wyszkoleni złodzieje, rabusie – we dnie czy w nocy niepokoili spokojnych mieszkańców. Uzbrojeni napadali na przechodniów i kupców, przejeżdżających przez lasy, a których obrabowywali z towarów. Na domiar tego dla dokazania swego zbójeckiego rzemiosła nie szczędzili życia ludzkiego, zabójstwa, morderstwa to ich główne środki, którymi się w swym zawodzie posługiwali. Nie da się dokładnie oznaczyć czasu, w którym zbójnictwo na Podhalu dało znaki swych czynności. Jan Grzegorzewski6 (zmarły w listopadzie 1922 r.) podaje, że wobec tego, że Spisz stykał się z Hunami, Awarami i Tatarami, trudniącymi się rozbojem, i że przez Spisz prowadziła najkrótsza droga z Polski do Węgier, stykanie pozostawiło znak po sobie, a to w rozbójnictwie7. To powstało najprzód na Spiszu. Pobliskie obszary lasów, przez które kupcy z towarami przejeżdżali, dawały rozbójnikom sposobność do rabunków i ułatwienie do ucieczki na Spisz. Stąd dostało się rozbójnictwo na Podhale i Orawę, tak że w drugiej połowie w. XVIII rozbójnictwo objęło w całej pełni Spisz, Orawę i Podhale. W pierwszych początkach rozbójnictwo miało charakter rozbojów. Powoli jednak, a to w drugiej połowie w. XVII, tj. w czasie, w którym osadnictwo na Podhalu było w pełnym rozkwicie, rozboje przybierały charakter zbójnictwa, ograniczającego się jedynie do samych kradzieży po dworach, zamkach, leśniczych, księży, a których uważali za bogatych, posiadających zapasy dukatów oraz liczne żywe inwentarze. Wprawdzie napady zbójnickie pojawiały się w pierwszej połowie w. XVI, ale te nie przybierały cech rozbojów i bywały w samych już początkach stłumiane. W zorganizowanym przez głośnego awanturnika Stanisława Kostkę-Napierskiego w buncie przeciw szlachcie w połowie w. XVII widoczny był, choć w małym stopniu, czynnik zbójnicki. Do udziału w tym byli jednak Podhalanie zbałamuceni. Kostka tumanił ludność, że jest spokrewnionym ze św. Stanisławem Kostką oraz że jest nieślubnym synem króla Władysława II. Ogłosił się pułkownikiem i przy pomocy Podhalan dążył do wzniecenia buntu przeciw znienawidzonej przez siebie szlachcie. Dobrał sobie dwóch towarzyszy, a to Wasyla Czepca, Jędrzeja Sawkę. Ci za poprzednie zbrodnie skazani zostali na ścięcie im głów przez kata. … Za wstawieniem się Kostki zostali ułaskawieni. Z wdzięczności zaciągnęli się pod chorągiew Kostki. Obydwaj ci opryszkowie nie byli Podhalanami. Czepiec był rodem z Grybowej 9, a Sawka z Orawy, obydwaj Rusini10. Podhalanie brali udział w krwawych napadach, gwałtach i rozbojach w latach 1630–1633, lecz udział ten usprawiedliwić się da tym, że byli do tego sprowokowani despotycznymi rządami starosty nowotarskiego Mikołaja Komorowskiego, a udział ten miał tylko znamiona niezadowolenia z rządów tego starosty oraz chęci pomszczenia się za krzywdy im przez tegoż wyrządzone. O tym udziale Podhalan napisał szczegółowo Edmund Długopolski11, Rządy Mikołaja Komorowskiego na Podhalu, „Pamiętnik Towarzystwa Tatrzańskiego” z r. 192012. Zbójnicy wystąpili publicznie po raz pierwszy w walce pod Nowym Targiem w r. 1670, a to z wojskiem chorągwi pancernej generała Jana Wielopolskiego i ów-czesnego wielkiego hetmana Jana Sobieskiego. Zbuntowani Podhalanie-zbójnicy tworzyli wojsko podhalańskie (o tej bitwie napisał artykuł prof. Jan Czubek w „Roczniku Podhalańskim” w r. 192013). Zbójnicy w swych zbójnickich czynach kierowali się zupełnie innymi pobudkami jak rozbójnicy. Zbójnictwo przed-stawiało zespolenie siły, odwagi, śmiałości, zręczności i sprytu. Poeta Seweryn Goszczyński i geolog prof. Uniwersytetu Jagiellońskiego Ludwik Zejszner, znawca ludu podhalańskiego, przedstawiają zbójników jako siłaczy, bohaterów, lubiących się popisywać ze swej odwagi i śmiałości w napadach na szałasy.
Zbójnicy nie utrzymywali żadnych stosunków z rozbójnikami.
Owszem uciskali ich, nie łączyli się z nimi i nimi pogardzali, choć niestety przyłączali się niektórzy często do band rozbójnickich, a wykształciwszy się w takiej szkole, otwierali potem na własną rękę to rozbójnicze rzemiosło. Podhalanie nie popierali rozbójnictwa, owszem dla powstrzymywania rozbojów organizowali się, urządzali pościgi za nimi, a po schwytaniu rozbójnika wykonywali nad nim samosąd. To pomogło i tego się rozbójnicy obawiali, dlatego też rozbójnictwo malało i w drugiej połowie w. XIX prawie ustało. Najdawniejszą wiadomość o zbójnictwie tatrzańskim możemy opierać na miedziorycie Caspra Luykena16 z drugiej połowy w. XVII, a przedstawiającego…piero za Marii Teresy i Józefa II, tj. w czasie, w którym Janosik (1710–1713) stanął na czele band zbójnickich. Szeregi zbójników pod przewodnictwem Janosika składały się z dezerterów, wyszkolonych kłusowników, młokosów, którym się życie i wyprawy zbójników uśmiechały, a których młodość nie była bez skazy, wreszcie z juhasów i ich pomocników, tj. poganiaczy, siuhajów, którzy, wprawiwszy się w kradzieżach owiec i baranów u swoich i sąsiednich baców, porzucali rodziny, baców, pasterstwo i licznie zaciągali się w szeregi Janosika. Co do baców, to ci choć formalnie nie wstępowali do band zbójnickich, jednak i oni zbójnictwo uprawiali, ograniczając swe wyprawy tylko do rabowania owiec i baranów sąsiednich baców. Bacowie żyli w zgodzie ze zbójnikami, brali z nimi udział w wyprawach, nawzajem się odwiedzali. Baca, nie mając ich czym ugościć, żadnego sobie nie robił skrupułu, jeżeli z powierzonego sobie stada jednego bara-na zabił, upiekł i razem ze zbójnikami raczył się pieczenią baranią. Przed właścicielem zaś stada brak barana usprawiedliwiał porwaniem przez wilki. Zbójnicy nie bardzo dowierzali bacom, obawiali się zdrady z ich strony. Bacowie np. wiedzieli, gdzie zbójnicy ukrywali zrabowane dukaty, toteż, korzystając z nieobecności zbójników, dukaty wykradali. O kradzież dukatów skierowali zbójnicy podejrzenie na baców. Jeżeli zaś ci wypierali się kradzieży lub dukatów wydać nie chcieli, mogli się spodziewać, że stada owiec i baranów już więcej nie ujrzą. Baca miał wówczas do wyboru lub wyrzec się stada i porzucić bacowanie, lub też zwrócić dukaty. Nie będąc zaś pewny, czy dukaty wystarczą na pokrycie straconego stada i czy mu jeszcze co dukatów pozostanie, a przy tym obawiając się zemsty ze strony właściciela stada, wolał już zrezygnować z dukatów i te zbójnikom zwracał. Do wykrycia baców, którzy wykradli zbójnikom dukaty, byli pomocni juhasy, którzy swoich baców opuszczali i przystępowali do zbójników. Między bacami nie było jedności i wzajemnego sobie pomagania. Jeden obawiał się drugiego, sobie nawzajem nie dowierzali i było rzadkością, aby który baca wracał z tą samą ilością owiec i baranów, jaką mu powierzono. Chcąc się uchronić od kradzieży barana przez sąsiedniego bacę, chcąc wykryć złodzieja, należało mieć przede wszystkim zaufanych, sprytnych juhasów, aby sąsiedniego bacę podejść i w czasie najmniej spodziewanym złapać złodzieja. Między też bacami istniał także pewien rodzaj zbójnictwa. Z czasem atoli bacowie przyszli do przekonania, że zbójnictwo przecież jest nieuczciwym rzemiosłem i że ostać się to długo nie może. Porzucali zbójnictwo i więcej się oddawali pracy w szałasach, głównie wyrabianiu serów owczych. To spowodowało sprowadziło zmniejszenie się juhasów-zbójników. Ci bowiem pomni na bukańce i więzienia swych towarzyszów juhasów, pomni na przestrogi i upomnienia ze strony duchowieństwa i nauczycielstwa utracali ochoty do zbójnictwa. Kandydatów na zbójników nie brakowało, gdyż Góralczyk Podhalanin podsiadał wszystkie zalety fizyczne do wprawiania się w zbójnictwie. Wśród skał, turni, regli, perci, jaskiń, wśród wąwozów, lasów, rzek i potoków czuł się wesołym, śmiałym, wolnym. Znał dobrze góry, wiedział, gdzie są najpewniejsze miejsca na siedziby, do ucieczki. Wszystko to usposabiało go do używania wolności na sposób zbójnicki. Komitat Liptowski dostarczał pokaźny zastęp zbójników już wytrawnych, ze wszystkimi dworami, zamkami obeznanych, a Liptacy znani byli z napadów i kradzieży. Na gazdów zbójnicy nie napadali. Mieli oni zawsze ubogich na pamięci, stąd to pochodzi, że zbójnik był mile widziany u gazdów i gościnnie przez nich przyjmowany. Podhalanie kochali ich i otaczali ich szacunkiem. Zbójnicy nienawidzili bogatych panów, dziedziców, leśnych i uznawali ich za największych swoich wrogów. W ogólności zbójnik miał u Podhalan ogólną sympatię. Łupy były własnością całej bandy i ubogich, a rozdział łupów przeprowadzali sprawiedliwie. Być też zbójnikiem, chodzić na zbój, „na zbijanie” nie uchodziło wówczas za coś ubliżającego, nieuczciwego, owszem za zaszczyt. Zbójnik był uważany za uosobienie śmiałości, odwagi, siły, a przy tym dobroci, miłosierdzia dla ubogich. Kandydat też wprawiał się już od młodości do przyszłego zawodu zbójnickiego. Zbójnicy nie uważali kradzieży dukatów, baranów, owiec, krów u bogatych za rzecz zdrożną, karygodną, owszem w swym rozumieniu spełniali czyn szlachetny, gdyż zrabowanymi łupami dzielili się z biednymi. Celem zbójników nie była właściwa kradzież, rabunek, chęć wzbogacenia się łupami, lecz szukanie sławy, ukrócenia bogactwa, uchylenie różnicy między bogatymi a biednymi. To miłosierdzie dla ubogich pobożnie do zbójników usposabiało Podhalan, do sympatii i szacunku do nich. Ze zrabowanych dukatów budowali zbójnicy drewniane kościoły i kapliczki, do których dostarczali obrazów i przyborów kościelnych. Składali także do kościołów ofiary dukatami. Podhalanie byli ich obrońcami. Bronili niewinnych i sami ich sprowadzali przed sąd do wykazania ich niewinności. W razie jednak wieszania zbójników Podhalanie zachowywali się biernie, obojętnie, a to jedynie z obawy, aby ich nie pociągano do odpowiedzialności za pomoc udzielaną zbójnikom, za ułatwianie im ucieczki i za przyjmowanie od nich zrabowanych łupów.
Kandydat na zbójnika musiał posiadać pewne zalety fizyczne.
W olbrzymich a zręcznych skokach z drzewa na drzewo, w przeskakiwaniu największych prze-szkód, odwagę, zwinność, śmiałość, zgrabność, czujność, spryt w obrabowywaniu, miłosierdzie dla ubogich, posłuszeństwo dla naczelnika i przewodnika, ścisłe wykonywanie rozkazów, sumienność w oddawaniu naczelnikowi zrabowanych łupów, pobożność. Zbójnicy byli znakomicie zorganizowani, a było to zasługą Janosika. Dzielili się na oddziały, jeden oddział składał się z przewodnika i 12 członków. Każdy oddział miał sobie do pracy zbójnickiej wyznaczone terytorium. W działaniu swym obowiązani byli zbójnicy żyć ze sobą w jak największej zgodzie, wzajemnie się wspierać, jeden drugiego nie zdradzać, dla naczelnika i przewodnika zachować posłuszeństwo, wobec obcych nie wyjawiać się ze swymi zamiarami. Nie wolno było jednemu oddziałowi przekraczać granic swego terytorium, wyjątkowo tylko w razie potrzeby przyjścia z pomocą zagrożonemu oddziałowi. Za wszelkie przewinienia zbójników wymierzano im surowe kary, a wyrok wykonywano natychmiast.
Janosik wyznaczał sam komisję śledczą.
Zbójnicy przed każdą wyprawą prosili Boga, a w razie niepomyślnej wyprawy żalili się przed Bogiem. Widzimy to z piosenek zbójnickich, byli zawsze pewni, że ich trudy opłacą się sowicie. Zrabowane dukaty przechowywali w pieczarach, głównie pod bukami lub w samych bukach, o czym piosenki podają. Za czasów zbójnickich kradzieże na Podhalu, a głównie po wsiach granicznych były na porządku dziennym. Z Węgier przychodzili do Polski, a stąd na Spisz i Orawę, i to w biały dzień. Kradli siano, drzewo, zboże, owce, barany jak swoje własne, nie obawiając się wcale przyłapania i nie napotkawszy przeszkody ze strony właścicieli, gdyż ci nawzajem tak samo na węgierskiej stronie postępowali. W razie przydybania zbójnika postępowały władze z nim bardzo ostro. Kat ścinał im głowy, a więksi przestępcy byli wieszani na żelaznym haku za pośrednie ziobro lub też na stryczku. Wyrok wykonywany był w 24 godziny. Mniej winni skazywani bywali na więzienie w Wiśniczu lub na Zamkach Orawskich18 (tj. w Arva-Varalija19 na Węgrzech, zamki te opisał pod względem historycznym dr Stanisław Eljasz-Radzikowski w „Pamiętniku Towarzystwa Tatrzańskiego” z r. 188720), okuci w kajdany zwane bukańcami. W więzieniu rozpamiętywał zbójnik nad owym błogo młodzieńczym czasem, w którym pasał, śpiewał, do dziewcząt się zalecał, na weselach się zabawiał, zbójnickiego tańczył, jak się przygotowywał do wypraw zbójnickich, a obecnie układał plan ucieczki z więzienia, która nigdy się nie powiodła. Zbójnicy mieli konfidentów, i to w juhasach, którzy im wskazywali bogatych gazdów. Jednak i ci byli przygotowani na napady, gdyż i oni dobierali sobie wiernych juhasów i poganiaczy, o których pewni byli, że ich nie zdradzą i że będą ich w razie napadu bronili. Mimo to znachodzili się i u tych na pozór wiernych zdrajcy, którzy zachęceni przyrzeczeniem ze strony zbójników podziału z nimi łupami wskazywali zamożnych gazdów, i to byłych baców. Zbójnicy podhalańscy tworzyli niejaki odrębny pułk od pułków spiskich i orawskich. Wszystkich tych pułków przełożonym był Janosik. Każdy zbójnik miał kochankę, frajyrkę, której musiał zachować wierność i stałość, w razie opuszczenia jej, a co się prawie u wszystkich zbójników zdarzało, czekała go zemsta. Wiedzieli o tym hajducy (tj. straż dworska zamkowa, fabryk żelaznych), którzy musieli dobrze zachodzić koło frajyrki i zjednać ją oraz prze-konać, że kochanek ją zdradza, dlatego też do ujęcia zbójników przyczyniały się głównie frajyrki. Stosunek zbójników do frajyrek przedstawiony jest w piosenkach zbójnickich. Frajyrki wiedziały, jaka śmierć czeka zbójnika, a ten prosił frajyrki, aby go na miejsce stracenia odprowadziła.
Marek Perepeczko i Ewa Lemańska.

zdjęcie/https://pl.pinterest.com/pin/730990583245621758/
O uroczystym przyjęciu kandydata w szeregi zbójników i o rycinach przedstawiających to przyjęcie wspomniałem obszernie w II części, tj. O Janosiku. W swych wyprawach zbójnickich posługiwali się niesłychanym sprytem i ostrożnością. I tak np. skradli wołu pod Muraniem, dla zatarcia śladów kradzieży obuli go w kierpce góralskie, tak że ani wołu, ani sprawców wykryć nie można było. Raz znowu ukradzioną krowę zabili, część mięsa sprzedali, a resztę dali ubogim, głowę zaś krowy wbili na pal w rzece, tak że głowa wystawała ponad powierzchnię wody. Zbójnicy potem sami sprowadzili żandarmów i pokazywali im, że się krowa utopiła. Ułatwienie zbójnikom przez karczmarkę ucieczki przed hajdukami, okradzenie karczmy przez sprytnych zbójników przedstawiłem w piosenkach zbójnickich21.Miejsca siedzib, w których zbójnicy zamieszkiwali i w których zrabowane dukaty przechowywali, były w jaskiniach, znajdujących się w[e] wschodnich turniach Kościelisk (jedną z tych jaskiń nazywają dzisiaj Podhalanie Organami, inną zaś Zbójnickim Oknem), w jaskini północnej to Upłaz. Jaskinia ta wysoko położona nadawała się na wygodne schronienie, gdyż do niej dostać się można było tylko ścieżką leśną, jedynie zbójnikom znaną i dla nich dostępną. Dalej w turni Pisana jest tam otwór, którym zbójnicy do wnętrza wchodzili. Było zaś rzeczą niemożliwą ująć ich w tej jaskini wobec ciemności i głębokiej, a bystrej w niej wody. Nieznający zaś położenia tej jaskini nie mógł się odważyć wejść do tejże bez narażenia się na niechybną śmierć. Wreszcie w lesie koło Wołoszyna. Literat i rysownik, wielbiciel Tatr – Bogusz Zygmunt Stęczyński24, krakowianin, opowiadał w późnej swej starości, około r. 1850, że pokazywali mu przewodnicy tatrzańscy w skale Szczytniej w Dolinie Kościeliskiej ukrytą, głęboką, o bardzo trudnym dostępie jaskinię, w której zbójnicy mieli schronienie przed pościgami. W piosenkach zbójnickich przytaczany jest z drzew buk, mniej już jawor, jodła. Buk bowiem jako silne, twarde, nieuginające się drzewo nadawał się najlepiej do popisywania się zbójników z ich olbrzymich skoków, ze wskakiwania i przeskakiwania buków, a przy tym to przytaczanie buka mieściło w sobie i porównanie siły zbójnika z twardością drzewa. Szybki rozwój zbójnictwa na Podhalu przypisać należy niedołęstwu i braku energii ze strony władz oraz popieraniu zbójników przez samych Podhalan. Żandarmi, hajducy wysyłani na ujęcie zbójników, zamiast wyśledzić ich, spędzali czas w karczmach, na zabawach, tańcach z karczmarką i na sutych przez nią bezpłatnie dla nich urządzanych wieczerzach. Podhalanie zaś o ile rozbójnictwem pogardza-li i do ukrócania tegoż przyczyniali się, o tyle znowu zbójnictwo popierali. Ponieważ do rozwoju zbójnictwa przyczyniała się ta okoliczność, że zbójnicy mieli pewne bezpieczne miejsca do ukrywania się w górskich jaskiniach, a przez łatwą ucieczkę w pobliskie strony węgierskie dopuszczali się zbójnicy w niektórych wsiach podhalańskich, jak w Zakopanem, Kościeliskach, rozbojów. W początkach w. XIX zbójnictwo przybrało charakter już rozbójnictwa, do czego przyczynił się brak naczelnika – Janosika. Zbójnicy zachęceni pomyślnymi wynikami swych wypraw rabunkowych zamienili swe działania zbójnicze na rozbójnicze. Bandy swe powiększali nowo przybranymi członkami, łotrowskimi wyrzutkami. Hajducy liczebnie słabi nie byli w możności wytropić zbójników. Ci zaś rozporządzali znakomitą służbą wywiadowczą, byli zawsze czujni, na wszystkie niespodzianki przygotowani, potrafili uśpić czujność hajduków tak dalece, że pod ich bokiem dopuszczali się rabunków. Liptacy pomagali wprawdzie hajdukom w wyśledzeniu zbójników, lecz pomoc ta była za słaba. Zbójnicy w razie zbliżającej się nagonki czujnie i ostrożnie przechodzili granicę węgierską na Podhale, gdzie byli już bezpieczni, mając w Podhalanach zapewnioną pomoc i obronę. Hajducy zaś i Liptacy, wiedząc o usposobieniu Podhalan względem zbójników, nie odważali się zapuszczać się na ziemię podhalańską. Do najgłośniejszych, a zarazem i niebezpiecznych zbójników, a raczej rozbójników na Podhalu należeli w połowie w. XVIII: banita szlachcic Józef Baczyński, Łazarczyk– obydwaj z mocy wyroku sądowego ścięci w okolicy Pcimia pod Myślenicami, Jan Babula, Stanisław Wrończak z Pieniążkowic, Jan Buczek ….z Waksmunda, Bartosz Knapczyk, Prokop Obłączek, Jan Cycoń, Marek służący u Urbana Obrochty z Cichego, Wojciech Lipowczyk z Klikuszowej, Stefan Ko-walczyk z Gronkowa, Jan Samulak, Karol Szarek, Bartłomiej Dziergacz z Sienia-wy, Grzegorz Knapik z Cichego, Jan Papieżczyk z Białego Dunajca. Jak widzimy, wszyscy pochodzili z Podhala. Nie przyłączyli się pod komendę Janosika, lecz jako odrębna banda uprawiali swe rzemiosło rozbójnicze. A byli to wytrawni zbóje, podpalacze, złodzieje, rabusie, gwałciciele niewiast. Ujętych najprzód torturowano, potem skazani byli na wbicie na pal żelazny i rozćwiartowanie. Wprawdzie pierwotne rozbójnictwo było stłumione, lecz w. XVIII odżyło. Ostatnimi towarzyszami jednego z najgłośniejszych zbójników Józefa Matei byli zbójnicy: Jan Hroniec, Jan Nowobilski-Białczan (z Białki), Wojciech Ma-teja29, Wojciech Gał z Olczy, Jaś Nowobilski-Kubik z Białki, Maturowie z Cichego, Wojciech Mateja z Kościelisk (imiennik poprzedniego). Wojciech Mateja (nie z Kościelisk) umarł w więzieniu w Wiśniczu. Jan Hroniec pochodził ze wsi Hroniec nad rzeką Hron w Komitacie Zwoleńskim. O nim jest piosenka utworu Jana Grzegorzewskiego w „Przewodniku Naukowo-Literackim”, Lwów 1917, oraz także druga piosenka przez Jana Kleczyńskiego. Zbójnik Papieżczyk nazywał się właściwie Papieżem. Rodzin tego nazwiska dzisiaj na Podhalu już nie ma, ostatnim był ks. Bernard Papież, członek zakonu oo. Karmelitów na Piasku w Krakowie, zmarł przed kilkunastu laty.
Zbójnicy mieli swój taniec zbójnicki.
Znany dzisiaj pod nazwą zbójnicki, oraz grajków na dudach. Taniec ten jednak nie jest własnym utworem zbójników, lecz naśladownictwem czardasza węgierskiego. Główną cechą zbójnickiego jest tańczyć, trzymając w ręce ciupagę, a polega [on] na zręcznych obrotach ciupagą wśród tańca, na zwinnym, zgrabnym zakładaniu nóg na krzyż, na szybkim schylaniu się ku ziemi, byle tylko nie upaść, na podskokach, na klękaniu na jednym kolanie. Rozumie się, że chcąc ładnie zatańczyć zbójnickiego, należy mieć wprawę, przy tym tańczący musi być silny, młody, zgrabny. Taniec ten jest przedstawiany na widokówkach na podstawie zdjęcia fotograficznego.

Ubiór zbójników.
Dokładnego opisu ubioru zbójników nie mamy, musimy się co do tego opierać na rycinach, przedstawiających Janosika i jego towarzyszy bądź to przyjęcie nowego kandydata do bandy zbójników, bądź też różne sceny z życia zbójnickiego. Z miedziorytu holenderskiego rytownika Caspra Luykena z czasów około r. 1680, przedstawiającego zbójnika tatrzańskiego, okazuje się, że już w drugiej połowie w. XVII byli na Podhalu zbójnicy, jednak nie mieli jeszcze takiej organizacji jak za czasów Janosika. Luyken bawił dłuższy czas w Polsce, przeto miał sposobność znać osobiście zbójników. Na tym miedziorycie zbójnik ubrany jest w spodnie obcisłe, okręcone u dołu rzemieniami, podtrzymywane są rzemiennymi szelkami na krzyż przez pierś przeciągniętymi, a obłożone mosiężnymi guzikami. Trzewiki bez obcasów, kształtem różnią się od dzisiejszych kierpców. Koszula z kołnierzem wykładanym, pod szyją zapiętym. Na głowie kołpak. Pasa zbójnickiego i cuchy nie ma zbójnik Luykena. Według opisu inżyniera i przyrodnika Kazimierza Łapczyńskiego* oraz Augusta Wrześniowskiego zbójnicy tatrzańscy brali do swego ubioru wzór z mundurów węgierskich huzarów. Według ryciny, którą Łapczyński oglądał w Szlachto-wy35, zbójnicy z czasów Marii Teresy używali czerwonych kołpaków z pióropuszami i ze zwisającą w tył kończystą szarfą. Spodnie mieli wyszywane, podobnie jak węgierski huzar, nie chodzili w kierpcach, lecz w węgierskich butach. Na tej rycinie wszyscy zbójnicy wraz z Surowcem przedstawieni są w kierpcach jeden tylko Janosik w butach. Dalej nosili koszule, torby skórzane z frędzlami, a przez biodra szeroki pas skórzany. Na niektórych rycinach przedstawieni są zbójnicy w złotych kierpcach, w szarawarach u Janosika czerwonych, a przy nich (zbójnikach) beczka złota. Te złote kierpce i beczka złota przedstawiają bogactwo zbójników. Wrześniowski zaś na podstawie rycin uzyskanych przez niego w r. 189736 w Zakopanem tak opisuje strój i broń zbójników: Na głowie mieli kołpak z rzemienia pleciony i ozdobiony zieloną gałązką, a gdy możność pozwala i dukatami. Nosili zwykłe obcisłe spodnie góralskie bogato haftowane; dowódca nosił czerwone, a zwykli zbójnicy mieli białe spodnie. Zbójnicy używali zielonych koszul z bardzo szerokimi rękawami, jakie obecnie u juhasów często spotykamy. Przy brzegu jednego rękawa znajduje się guzik, przy brzegu drugiego pętelka. Gdy trzeba rąk użyć, jak juhasy do dojenia owiec, a zbójnicy do napadu, obrony lub rabowania, rękawy zakładają na kark i tu za pomocą pętelki i guzika spinają. Tym sposobem ręce zostają obnażone i zupełnie swobodne. Na obrazach przedstawiają zbójników w ciżemkach, a nie w kierpcach, musieli więc w ten sposób nogi obuwać. Oprócz zwykłej odzieży góralskiej: serdaka i czuchy, do mundura należał pas skórzany z wieloma kieszonka-mi, prawie po pas sięgający, jaki do dziś dnia noszą juhasy niektórych okolic. Pas zbójecki odznaczał się wieloma pochwami do noży i olstrami do pistoletów . Seweryn Goszczyński w [Dzienniku] podróży do Tatr opisuje obrazek, jaki widział w Drużbkach na Węgrzech, a przedstawiający ucztę Janosika z czterema zbójnikami. Strój ich zbójecki ozdobiony wyszywaniami, ogromne kołpaki z gałązkami u góry. Cały strój podobny do stroju hajduków i huzarów39. Co do ubioru zbójników w. XIX, to mamy jedynie jedną wiadomość, a to opis stroju przez Baltazara Szopińskiego40 w artykule Opryszki, czyli zbójnicy karpaccy w „Tygodniku Ilustrowanym” z r. 1901 [Szopiński 1901]. Według tego opisu zbójnicy tatrzańscy nosili czerwone czapki i czerwone spodnie (zapewne u hajduków lub wojskowych zrabowane), do czapek przypinali lisi ogon lub pióra.
Uzbrojenie zbójników.
Zbójnik szedł na wyprawę uzbrojony w pałkę oryginalną, której dzisiaj trudno już u Górali spotkać, w kilka noży o cisowych trzonkach, w pistolety, w strzelby z długimi lufami, czasami w olbrzymie pałki. Naczelnicy zaś w pałasze, o czym wspominają piosenki zbójnickie. Według miedziorytu Luykena zbójnik był zaopatrzony w grubą ciupagę trzymaną w lewej ręce, a przy boku w puszkę na proch i kule. Miedzioryt ten znajduje się w posiadaniu śp. Baltazara Szopińskiego, tutejszego rodaka, a zmarłego przed kilku laty. Według tegoż do uzbrojenia zbójników w XIX w. należały: krótka strzelba lub sztuciec, dwa pistolety, nóż kolczasty z cisowym trzonkiem, ciupaga, bunkosz (tj. gruba pałka), zapas prochu i ołowiu. Wobec uzbrojenia zbójników należało się z obawy przed spotkaniem się z nimi zaopatrzyć w owe czasy w środki obronne. Piosenki zbójnickie wspominają o odsiadywaniu kar więzienia przez 7 lat. Liczba ta 7 powtarza się i w innych piosenkach podhalańskich. Liczba ta pochodzi zapewne od zbrodniczego czynu zbójnika na swej żonie. Zdarzenie to opisał wierszem Seweryn Goszczyński. Poemat ten przytoczyłem w piosenkach zbójnickich. Rzecz się miała następnie: W czasie silnie grasującego na Podhalu rozbójnictwa pewien poważny i zamożny gazda miał 7 synów i jedną córkę. Jeden z synów zaginął nagle i żadnej o nim wiadomości ojciec nie miał. Z córką ożenił się zbójnik, o którym ani ona, ani ojciec nie wiedzieli, że trudnił się rozbójnictwem. Odkryła to przypadkowo córka, a żona zbójnika. Ten miał skrzynię na kilka zamków zamykaną i nikt w domu nie wiedział, co ta skrzynia przechowuje. Raz w czasie niebytności zbójnika w domu udało się żonie otworzyć tę skrzynię. Po otworzeniu ogarnął wszystkich strach i rozpacz na widok palca z pierścieniem, który poznali, że palec ten jest palcem z prawej ręki zaginionego syna. Teraz dopiero przekonał się ojciec, że córkę wydał za zbójnika, który dla pierścionka zabił syna i palec mu odciął. Żona zbójnika, usypiając synka, prosiła Boga, aby synek nie poszedł w ślady ojca. Modlitwę tę podsłyszał ukryty w komorze zbójnik. Obawiając się, aby odkryta już tajemnica zbrodni nie rozeszła się dalej, wyprowadził podstępem żonę z domu pod pozorem odprowadzenia jej i w drodze zamordował, odrąbawszy jej poprzednio ręce i wykłuwszy jej oczy. Gdy zbójnictwo zamieniło się w pierwszej połowie w. XIX na rozbójnictwo, gdy to dotkliwie dało się wszystkim odczuć, przyszły władze bezpieczeństwa do przekonania, iż nadszedł czas do zajęcia się wytępieniem rozbójnictwa, i położono kres temu. Energia władz i surowe nadzwyczaj wyroki odniosły skutek. Wprawdzie nie od razu, lecz powoli rozbójnictwo malało. Na zakończenie swego nikczemnego rzemiosła rozbójnicy, korzystając w r. 1848 z ogólnego ruchu ludowego, pozostawili ślady kończącego się ich istnienia, a to w rozbojach. Rok 1850 można uważać jako rok zakończenia rozbójnictwa. Tylko od czasu do czasu resztki band zbójnickich dopuszczały się grabieży. Seweryn Goszczyński wspomina w swych opisach Tatr z r. 1832, że już wówczas zbójnictwo malało, a to dzięki energicznej działalności i czujności władz, wpływowi duchowieństwa, szczególnie od czasu, gdy stanowi duchownemu poświęcili się Podhalanie, w końcu oświacie na Podhalu. Te czynności doprowadziły, że zbójnictwo już tylko odruchowo dawało znaki swego istnienia. W r. 1870 prawie że w zupełności zbójnictwo przestało istnieć. Jeżeli zaś od tego czasu pojawiają się szczególnie w Zakopanem i w Kościeliskach karygodne wybryki Góralczyków, to te nie miały już charakteru zbójnictwa, lecz były wywoływane wesołym usposobieniem, przebraniem miarki w używaniu trunków gorących. Największą zasługę w umoralnianiu ludu podhalańskiego, a tym samym w ukróceniu zbójnictwa położył pierwszy proboszcz w Zakopanem, ks. Józef Stolarczyk (był proboszczem w Zakopanem od r. 184841 do swej śmierci, tj. do r. 1893). Po zbójnikach pozostała spuścizna w legendach, tańcu zbójnickim i piosenkach zbójnickich.
O zbójnikach tatrzańskich i naczelniku Janosiku krążą niezliczone legendy, pełne fantazji i przesady.
Góralom dostarczały tematu do legend opowiadania o nadzwyczajnych, odważnych czynach zbójników i legendy te mogłyby śmiało objąć kilka tomów. Wszystkie wiadomości o zbójnikach i ich czynach opierają się na opowiadaniach tych, którzy jeszcze czasy zbójnickie pamiętali lub których przodkowie brali udział w zbójnictwie. Dzisiaj zachodzi już większa trudność w zebraniu prawdziwych faktów z życia zbójników od naocznych świadków. I nie ma już na pewno świadków, którzy by dostarczyli odpowiedniego materiału do historii zbójnictwa. Byłoby jednak wskazanym i pożądanym, aby Sekcja Etnograficzna Towarzystwa Tatrzańskiego zajęła się zebraniem wszelkich wiadomości do opisu tej ciekawej strony charakteru i życia góralskiego i do zebrania piosenek zbójnickich. O zbójnictwie i zbójnikach pisali: [Kazimierz Władysław] Wójcicki42 (Stare gawędy i obrazy, Warszawa 184043 [Wójcicki 1840] i Zarysy domowe, Warszawa 1842 [Wójcicki 1842 I: 305–339]), lecz krótko i ogólnikowo, [Ludwik] Zejszner (Pieśni ludu Podhalan, Warszawa 1845 [Zejszner 1845] i „Biblioteka Warszawska” 1852 [Zejszner 1852]), Seweryn Goszczyński (Dziennik podróży do Tatrów z r. 1832 [Goszczyński 1853]), Walery Eljasz-Radzikowski (Szkice podróży w Tatry, Poznań – Kraków 1874 [Eljasz-Radzikowski 1874]), lecz pobieżnie, wspomniał także w krótkości o zbójnikach Jan Kleczyński (Melodie zakopańskie i podhalańskie w „Pamiętniku Towarzystwa Tatrzańskiego” z r. 1888 [Kleczyński 1888]). Obszerniejsze, a przy tym ciekawe i dokładne wiadomości zebrał na miejscu August Wrześniowski (Tatry i Podhalanie, Kraków 1882 [Wrześniowski 1882]). Ostatnimi czasy pisał także o zbójnikach prof. Edmund Długopolski (Z życia zbójników tatrzańskich w „Pamiętniku Towarzystwa Tatrzańskiego” z r. 1912 Długopolski 1912).Wiele wiadomości o zbójnikach i ich wyprawach zaczerpnąłem przed kilkunastu laty od podeszłych już wiekiem baców, którzy ze względu na swój wiek dochodzący u niektórych 90 lat nie zajmowali się już bacowaniem. Ci wprawdzie nie przyznawali się otwarcie do brania udziału w zbójnictwie, dopiero po poczęstowaniu ich habryką powoli się rozgadali i z ich opowiadań, a głównie ze szczegółów podawanych mi o czynach zbójnickich, nabrałem tej pewności, że i oni należeli do grona zbójników. Tę niechęć do opowiadania ostrożnie można tłumaczyć nie-chęcią do panów, niedowierzaniem im oraz wstydem, że należeli do zbójników. Wiedzieli oni dobrze, że zbójnictwo było przez władze śledzone i surowo karane. Obawiali się też, aby mimo wytępienia zbójnictwa władze nie pociągnęły ich jesz-cze do odpowiedzialności. Miejscem egzekucji zbójników było miasto Mikułasz (Miklos)44, stolica Komitatu Liptowskiego. Ponieważ śmierć na szubienicy uważali za honorną, szli do szubienicy z odwagą, weseli, z widoczną pogardą dla śmierci. Nowy Targ, w lipcu 1912 Ignacy Moczydłowski II część O Janosiku Za czasów Marii Teresy i Józefa II w drugiej połowie w. XVIII przebywał na Podhalu młodzian imieniem Jan. Liptacy i Podhalanie nazywali go powszechnie Janosikiem. Miał być rodem z Liptowa, według zaś innych podań ze Spisza lub z Harnetrencieska pod Trenczynem. Zamieszkiwał w Komitacie Liptowskim. Jakie zaś było jego nazwisko, tego nikt nie wie na Podhalu. Z aktów śledztwa prowadzonego przeciw niemu w Mikułaszu (Miklos), powiat liptowski, można by otrzymać wiele dokładnych o nim wiadomości. Uczęszczał do szkoły w Podolińcu (wieś niemiecka na Spiszu, dzisiaj już spolszczona), a teologię studiował na Węgrzech. Był w szkole leniwym, dlatego nauczyciele postępowali z nim bardzo surowo. To go skłoniło do opuszczenia szkoły. Był brunetem, olbrzymiego wzrostu, silnej budowy ciała, przystojny, śmiały, zręczny, odważny. Siłę jego nadzwyczajną przypisywano złotemu zaczarowanemu pasowi, toporowi srebrem okutemu i czarodziejskiemu rogowi, które to rzeczy nosił przy sobie. Otrzymać je miał od swoich frajyrek ‘kochanek’. Po ujęciu go odebrano mu wszystkie te czary. Ludność Podhala, Spisza i Orawy wierzyła także, że Janosik posiadał taką czarowną trawę, za pomocą której najmocniejsze kajdany z łatwością rozrywał i zamki otwierał. Wierzyła nie tylko tutejsza ludność, że taka trawa rzeczywiście rośnie. Znany etnograf Bronisław Gustawicz podaje w swym artykule Podania, prze-sądy, gadki i nazwy ludowe w dziedzinie przyrody [1882: 111–112] – rozryw ziele, że o takiej roślinie, co kruszy, odpycha żelazo pisali uczeni tak w średnich wiekach, jak i wcześniej jeszcze. Uczony botanik dr Szymon Syreński (Sirenius) umieścił to ziele także w Zielniku wydanym w Krakowie w r. 1613 [Syrenius 1613: 768–769] jako wytrych, klucz lub otwieracz. Uczeni poszukiwali za tą trawą w przypuszczeniu, że rośnie w górach lub na łąkach, lub w krajach gorących.
O urodzie Janosika wiedziały wszystkie dziewczęta, toteż same się mu na frajyrki narzucały. A sam Janosik wiedział, że jest piękny. Z łatwością też zdobywał sobie serca dziewcząt, lecz niestety miał tę słabość, że nie był stały i często też zmieniał frajyrki. Opuszczone zaś dziewczęta, nie mogąc mu tej zdrady prze-baczyć, zapałały zazdrością i zemstą. Ta niestałość przyprawiła go – jak się potem dowiemy – o zgubę. Janosik, mając zalety na zbójnika, na herszta miał przy tym i zalety. Był dobrym, rozumnym, szlachetnym dla ubogich, miłosiernym, do nich się nigdy na rabunek nie wyprawiał, lubił dzieci, nimi się opiekował, nigdy im krzywdy nie zrobił ani też drugiemu nie pozwolił je krzywdzić, toteż nic dziwnego, że był przez nich kochany.

Z ubogimi dzielił się łupami.
I to tak dukatami, jak i krowami, baranami, owcami. Był przy tym religijny, co zjednywało mu u Podhalan poważanie i znaczenie. Na rogach myśliwskich na proch tak Janosik, jak i jego towarzysze kazali wypalać wizerunki biskupa. Jeden taki róg otrzymałem od gospodyni Podwikowej w Białce i złożyłem go do Muzeum [Tatrzańskiego im. dra Tytusa] Chałubińskie-go w Zakopanem. Janosik, opuściwszy szkołę i czując inne powołanie, szukał zajęcia odpowiedniego swoim usposobieniom, zaletom i cnotom. Zaznajomił się z opryszkami, a ci poznawszy w nim zdolności zbójnickie, obrali go swym naczelnikiem.
Objąwszy władzę, zorganizował zaraz bandę zbójnicką, którą podzielił na oddziały, każdy o 12 zbójnikach i przewodniku.
W całej bandzie wprowadził dyscyplinę i posłuszeństwo dla niego. Praca Janosika przypadała na te czasy, w których dwory, właściciele zamków, bogaci leśniczy mieli zapasy dukatów. Janosik, wróg bogatych, postanowił kasy tychże opróżniać i dukatami dzielić się z biednymi, dlatego też Podhalanie płacili za śluby, pogrzeby, honoraria lekarzy dukatami. Janosik rozpoczął wyprawy po dukaty na Spiszu, potem na Podhalu, w końcu na Orawie. Nadmienić tu należy, że zbójników o imieniu Janosik było więcej. Zbójnicy bowiem w dowód uznania dla swego naczelnika przybierali imię jego. Stąd to pochodzi niezliczona ilość gawędek, legend o życiu i wyprawach Janosika, podczas gdy te były udziałem bardzo wielu Janosików. W miarę rozszerzania się wypraw Janosika z pomyślnym rezultatem tenże zyskiwał na sławie, powadze, szacunku, popularności i to nie tylko u samych zbójników, lecz także i u Podhalan. Ci, słysząc o jego uczynności, miłosierdziu dla ubogich, miłości dla dzieci, uważali go wprost za opiekuna ubogich i dzieci. Nic też dziwnego, że był wszystkich ulubieńcem. W oczach Podhalan był bohaterem i z czasem stał się postacią wprost legendową. U Podhalan miał poparcie, pomoc, był przez nich ochraniany od ujęcia i ostrzegany przed pościgiem. Janosik stworzył na Podhalu zbójnictwo i jemu przypisać należy rozwój i sławę zbójnictwa. Zbójnicy poczytywali sobie za zaszczyt należenie do zbójników pod przewodnictwem Janosika. A miał takie zaufanie, że całe rzesze młodocianych kandydatów zaciągało się w szeregi Janosika. Tego tytułowano hetmanem:
Janicku, zbójnicku, zbójnicki hetmanie,Gdzieś podziáł pinionzki, com já zbijáł na nie. Nazywali go także pułkownikiem. W piosenkach ma imię Janosik, Janek, Janiczek: Obwiesom cie, Janku, za pośrednie ziobro, Juz ciebie potym zbijać nie podobno.
Janosik miał radę przyboczną złożoną z Tylczyka [?], Jawolczyka i Baczyńskiego. Tych zbójnicy uważali za drugi regiment, samego Janosika za takiego, który zastępuje cały regiment, a jego czarodziejską ciupagę za trzeci regiment. Sztab ten miał swoją salę posiedzeń, magazyn broni, amunicji i skład zrabowanych dukatów, a to w jaskiniach, które w I części wymieniłem. Sława o nim, o jego śmiałych, pomyślnych wyprawach po łupy, o jego cnotach rozchodziła się szybko na Podhalu, Spiszu i Orawie, a nawet doszła do wiadomości cesarza, Józefa II. Podhalanie i dzisiaj wierzą jeszcze w to wszystko, co o Janosiku opowiadano, np. wierzą i są przekonani, że Janosik przez 3 dni tańczył z cesarzową przy cygańskiej kapeli pod Budzinem. Strój Janosika mało się różnił od stroju innych zbójników. Strój ten opisałem w I części. Z przyjmowaniem kandydatów-ochotników na zbójników był Janosik bardzo ostrożny i od kandydata wiele wymagający.
Przyjęcie do bandy zbójnickiej odbywało się w lesie bardzo uroczyście.
Każdy kandydat zobowiązany był przed przyjęciem złożyć wobec komisji pod przewodnictwem Janosika egzamin ze swej zręczności. Przyjęcie to jest przedstawiane na kilku malowidłach na szkle. Śp. Kazimierz Łapczyński, inżynier i uczony przyrodnik, opowiada w opisach swego po-bytu w Szczawnicy w latach 1862–1864 (w „Tygodniku Ilustrowanym”Łapczyński 1862, 1865]), że podczas tego pobytu w Szlachtowy widział w pewnej chacie malowidło na szkle, a którego twarze wyjaśnili mu gospodarze tej chaty. Oto Janosik kazał kandydatowi Surowcowi okazać swoją zręczność. Surowiec wyskoczył na dwóch zbójników w górę, w powietrzu nogi założył na krzyż, z pistoletu w prawej ręce strzelił w skoku i do celu trafił, w lewej ręce trzyma Surowiec szklankę. Janosik stoi z boku przy czerwonej beczce z czarnym smoczkiem, rękę opiera na beczce. Do szklanki nalał wina, podniósł ją do góry i zawołał: Wiwat Surowiec,Nas chłopiec,a zwracając się do zbójnika trzymającego dudy, mówi: A ty mu gráj na dudkak, grajku,Bo Surowiec Bedzie nas chłopiec. Po uznaniu Surowca za zdatnego przyjął go Janosik do swej bandy. Przyjęcie to uważa Kleczyński niejako za pasowanie na rycerza. Po egzaminie i po przyjęciu Surowca odbyła się uczta, w czasie której muzyka przygrywała, a komisja egzaminacyjna z Janosikiem tańczyła zbójnickiego. Na tym obrazku widzimy w środku kościół z czerwieńcami (tj. z dukatami), który ma przypominać nowo przyjętemu, że z wyprawy ma dostawać kościół dukatów. Po lewej stronie stoi trzech uzbrojonych zbójników. Na tym obrazku jest przedstawionych 6 zbójników, a to w węgierskich butach Janosik, z dudami Cwajnoga, nowo przyjęty Surowiec, na lewo Mocny, tak nazwany od olbrzymiej siły, dalej Wyskok nazwany od tego, że dla niego nie było żadnej [rzeczy] trudnej i nie-bezpiecznej w skokach. Wreszcie Klapka, który trzyma w ustach fajkę. Ten posiadł trawę o takiej sile, że trzymając ją w ręce, trawą tą otwierał wszystkie zamki. Klapką ma być szlachcic Baczyński, który za czyny nieszlacheckie skazany został na banicję, za co z zemsty przyłączył się do bandy Janosika, któremu wskazywał bogate szlacheckie dwory, zamki nadające się na łupy. Przyjęcie nowego zbójnika opisane przez Łapczyńskiego widzimy na widokówkach, na kilimach zakopiańskich. Prof. August Wrześniowski otrzymał w r. 1870 w Zakopanem dwa malowidła na szkle, przedstawiające takie przyjęcie nowego kandydata przez Janosika na zbójnika. Na jednym z tych malowideł układ zbójników zgadza się z układem na obrazku z[e] Szlachtowy z tą małą odmianą, że na obrazie z Zakopanego kandydat ucina w skoku ciupagą z lewej ręki wierzchołek buczka, a pistoletem z prawej ręki ustrzela wierzchołek jodły, Janosik trzyma pistolet w lewej ręce, a z prawej podaje puchar wódki nowo przyjętemu, przemawiając do niego: „Na – rzekę – napij sie – juz jesteś nas”.Jest stary drzeworyt, przedstawiający przyjęcie nowego zbójnika. Pod względem układu zbójników identyczny z obrazkiem ze Szlachtowy. Na tym drzeworycie widzimy również 6 zbójników, z których dwóch nosi to samo nazwisko, a to Janosik i Surowiec, czterech zaś zowią się: Flyg, Adamczyk, Potoczek i Sinocha. Dalej jest rysunek Seweryn Goszczyński opisał w swych Opisach do Tatrów z r. 1832 ucztę Janosika, a to według obrazka, który widział w Drużbakach (wieś na Spiszu). Gości tej uczty było 4 zbójników, z których jeden gra na dudach, drugi z ciupagą wyskakuje, a dwaj inni z Janosikiem piją. Strój wszystkich jest zbójnicki, ozdobiony wyszywankami, na głowach mają wysokie kołpaki z gałązkami. Cały strój podobny do stroju hajduków, huzarów. Na tym obrazku podane są nazwiska tych zbójników, lecz Goszczyński nazwisk tych nie zanotował sobie. Mamy kilkanaście malowideł na szkle przedstawiających różne sceny z życia zbójników. Na pierwszym miejscu wysuwa się postać Janosikowa, stąd też obrazki te nazywają Janosikowymi.
Po śmierci Janosika nie mieli zbójnicy naczelnika równego Janosikowi. Toteż zbójnictwo malało i zamieniało się na rozbójnictwo.
To zanadto już po zbójecku grasowało, a to głównie z winy podwładnych władz, które zarządzenia, polecenia żupana ignorowały i lekceważyły. Władzom zależało przede wszystkim na ujęciu Janosika. Żupan ze Spisza polecił pod najsurowszą karą ujęcie i zostawienie żywym Janosika. Żandarmi, wiedząc, że Janosik frajerki zmieniał i że tylko stąd pałając zemstą, mogą im przyjść w pomoc, wywiadywali się u nich o miejscu schronienia Janosika. Opuszczona przez Janosika frajerka Hanka Bunkosza z Kokawy49 miała wtenczas najlepszą sposobność pomszczenia sią na nim. Wskazała żandarmom miejsce ukrywania się Janosika. Ujęto go, nałożono mu na nogi kajdany wagi kilkunastu cetnarów i tak go prowadzono do Bystrzycy, a stąd do Mikułasza, gdzie prowadzono przeciw niemu śledztwo. Gdy stanął przed hajduka, nie stracił odwagi, humoru ani fantazji, a chcąc okazać, że mu kajdany nie ciążą, tańczył w nich naokoło stołu, przeskakując w tył i naprzód. Skazany został na powieszenie na żelaznym haku za pośrednie ziobro. Przed wykonaniem egzekucji był w okrutny sposób torturowany, a to przez wyciąganie stawów, potem lano na nagie jego ciało gorącą siarkę, a rozpalonymi kleszczami odrywano jego ciało. Wisząc już na szubienicy, nie dawał do poznania, że cierpi, owszem, był wesoły, wypalił 30 funtów habryki i spoglądał w Tatry. Prosił mistrza, tj. kata, aby go wieszał twarzą zwróconą ku wiedeńskiemu gościńcowi, gdyż spodziewał się z Wiednia cesarskiego ułaskawienia. To wprawdzie nadeszło, ale już za późno. Józef II, dowiedziawszy się o tym, nałożył na mieszkańców Mikułasza, miejsca powieszenia Janosika, coroczną grzywnę po ćwierć cwancygierów50 od mieszkańca. Według innego podania zdrajczynią Jano-sika miała być również opuszczona przez niego frajyrka Marusia, a według piosenek orawskich jakaś stara baba. Podhalanie jednak wierzyli i dzisiaj jeszcze dają . Władysława Skoczylasa Zbójnicy, uwidoczniony na kilimach zakopiańskich. Rysunek ten przedstawia skok zbójnika jak na obrazkach wyżej opisanych, z tym że zbójnik ten trzyma w prawej ręce pistolet, a w lewej ciupagę. Na prawej stronie stoi Janosik, trzyma w prawej ręce puchar, przy Janosiku pies, po lewej stronie zbójnik z kobzą, drugi trzyma w prawej ręce ciupagę, w środku na ziemi dymiące się ognisko. Rysunek ten przedstawia również przyjęcie nowego zbójnika, według napisu rysunek ten jest motywem ze starego góralskiego obrazka na szkle malowanego. Mamy także drzeworyt tego samego Władysława Skoczylasa Taniec. Drzeworyt ten przedstawia właściwie zręczny skok kandydata na zbójnika, a to w podobny sposób, jak na innych przedstawiających przyjęcie nowego zbójnika. Na lewej stronie zapewne Janosik gra na skrzypcach, przy nim dziewczyna, jego frajyrka, na prawej stronie jeden tylko zbójnik, który gra na kobzie Seweryn Goszczyński opisał w swych Opisach do Tatrów47 z r. 1832 ucztę Janosika, a to według obrazka, który widział w Drużbakach (wieś na Spiszu Gości tej uczty było 4 zbójników, z których jeden gra na dudach, drugi z ciupagą wyskakuje, a dwaj inni z Janosikiem piją. Strój wszystkich jest zbójnicki, ozdobiony wyszywankami, na głowach mają wysokie kołpaki z gałązkami. Cały strój podobny do stroju hajduków, huzarów. Na tym obrazku podane są nazwiska tych zbójników, lecz Goszczyński nazwisk tych nie zanotował sobie.
Mamy kilkanaście malowideł na szkle przedstawiających różne sceny z życia zbójników.
Na pierwszym miejscu wysuwa się postać Janosikowa, stąd też obrazki te nazywają Janosikowymi. Po śmierci Janosika nie mieli zbójnicy naczelnika równego Janosikowi. Toteż zbójnictwo malało i zamieniało się na rozbójnictwo. To zanadto już po zbójecku grasowało, a to głównie z winy podwładnych władz, które zarządzenia, polecenia żupana ignorowały i lekceważyły. Władzom zależało przede wszystkim na ujęciu Janosika. Żupan ze Spisza polecił pod najsurowszą karą ujęcie i zostawienie żywym Janosika.
Żandarmi, wiedząc, że Janosik frajerki zmieniał i że tylko stąd pałając zemstą, mogą im przyjść w pomoc, wywiadywali się u nich o miejscu schronienia Janosika.
Opuszczona przez Janosika frajerka Hanka Bunkosza z Kokawy miała wtenczas najlepszą sposobność pomszczenia sią na nim. Wskazała żandarmom miejsce ukrywania się Janosika. Ujęto go, nałożono mu na nogi kajdany wagi kilkunastu cetnarów i tak go prowadzono do Bystrzycy, a stąd do Mikułasza, gdzie prowadzono przeciw niemu śledztwo. Gdy stanął przed hajduka, nie stracił odwagi, humoru ani fantazji, a chcąc okazać, że mu kajdany nie ciążą, tańczył w nich naokoło stołu, przeskakując w tył i naprzód.
JANOSIK Skazany został na powieszenie na żelaznym haku za pośrednie ziobro.
Przed wykonaniem egzekucji był w okrutny sposób torturowany, a to przez wyciąganie stawów, potem lano na nagie jego ciało gorącą siarkę, a rozpalonymi kleszczami odrywano jego ciało. Wisząc już na szubienicy, nie dawał do poznania, że cierpi, owszem, był wesoły, wypalił 30 funtów habryki i spoglądał w Tatry. Prosił mistrza, tj. kata, aby go wieszał twarzą zwróconą ku wiedeńskiemu gościńcowi, gdyż spodziewał się z Wiednia cesarskiego ułaskawienia. To wprawdzie nadeszło, ale już za późno. Józef II, dowiedziawszy się o tym, nałożył na mieszkańców Mikułasza, miejsca powieszenia Janosika, coroczną grzywnę po ćwierć cwancygierów od mieszkańca. Według innego podania zdrajczynią Jano-sika miała być również opuszczona przez niego frajyrka Marusia, a według piosenek orawskich jakaś stara baba. Podhalanie jednak wierzyli i dzisiaj jeszcze dają . się słyszeć głosy, że Janosik umarł śmiercią naturalną i że jest pochowany w jaskini w Dolinie Kościeliskiej. W tejże dolinie pokazują jaskinię, w której miano znaleźć olbrzymi szkielet. Górale uważają, iż to szkielet Janosika. W literaturze podhalańskiej nie został Janosik pominięty. Tak: Seweryn Goszczyński [1853: 272–277] przytacza dłuższą piosenkę o Janosiku, dzisiaj już prawie nieznaną na Podhalu. Kto jest autorem tej piosenki, Goszczyński nie podaje. Kazimierz Przerwa-Tetmajer uwiecznił Janosika w Legendzie Tatr51, w Janosiku Nędzy Litmanowskim [1911], a w V tomie Na Skalnym Podhalu [1955] przed-stawia taniec Janosika podczas śledztwa przeciw niemu. [K.W.] Wójcicki napisał w Zarysach domowych, Warszawa 1842, o legendach i Januszku52 [Wójcicki 1842 I: 333–335]. W roku 1922 ukazał się na półkach księgarskich dramat 4-aktowy Janosik, odegrany [w 1923 r.] w Teatrze [im. Juliusza] Słowackiego w Krakowie. Autorem dramatu tego jest Andrzej Galica53 [1922], generał wojsk polskich, Podhalanin. W czasie [I] wojny światowej ułożył legionista [Józef] Teslar54 pieśń na melodię góralską z reminiscencją o Janosiku, poświęconą pułkownikowi [Bolesławowi] Roi55: Na węgierskiej stronie, popod Karpatami,Da! Stoi zamek hardy – świeci ruinami. Świeci ruinami, wznosi się na przedzie –Da! Cy to nie Janosik zeń ku nom hań jedzie?Janosiku miły! Wiedźże nas przez Karpaty,Da! Wiedźże nás przez Tatry, ka som nase chwaty. Wyostrz ciupazeckę – skrzyknij swą watahę, Prec ciśnij gęślicki – flintę weź pod pachę! [Władyka 1916: 13].

photo>
https://www.reddit.com/r/SLOENSKO/comments/ech8tz/glorious_manly_as_fuck_torso_of_polish_version_of/
Materiały do etmografii Podhala.
Uniwersytet Jagieloński/Wydział Polonistyki/Tom 22
Maciej Rak