Anna Wyroślak/ Odkryłam, że jestem w stanie sprawić radość swoim szyciem również innym kobietom.
7 min read

Odkąd pamiętam tworzenie ubrań wzbudzało moje zainteresowanie. Już będąc dzieckiem zapragnęłam, żeby moje lalki miały ubranka, które im zrobię. Przystrajałam je więc na mnóstwo różnych sposobów: w kwiaty, liście, tkaniny, czy bibuły. Przez wiele lat nie zdawałam sobie sprawy, że to, co kreuje moja wyobraźnia to dar. Świadomość obudziła się we mnie, gdy kilka lat temu doznałam urazu dłoni. Zrozumiałam wtedy, że tym wydarzeniem jakaś siła uświadamia mi to , czym mogę się zajmować, co będzie mnie wyrażać. Wybrałam spełnianie się w tworzeniu ubrań z kilku powodów. Nie bez znaczenia zapewne pozostaje fakt, że krawiectwo od zawsze funkcjonowało w moim rodzinnym domu. Dzięki mojej babci i mamie mogłam cieszyć się ubraniami jedynymi w swoim rodzaju. Chociaż wtedy przymiarki wydawały mi się koszmarem, to pamiętam, jaka byłam szczęśliwa, gdy koleżanki pytały się, gdzie kupiłam bluzkę, czy spodnie. A ja z dumą odpowiadałam : „mama mi uszyła”, cudowne uczucie. Moja mama była samoukiem i widziałam, ile wkładała serca w to, żebym mogła mieć coś innego, tylko dla mnie. Bardzo się starała, czasami nawet sąsiadki były zaangażowane w pomoc, jeśli mama nie umiała czegoś skroić. Terkot maszyny do szycia mojej babci to nieodzowny dźwięk mojego dzieciństwa, zresztą zachowałam ją do dzisiaj. Można więc powiedzieć, że wyssałam tę pasję z mlekiem matki. Mama ubierała mnie, a ja swoje lalki. Co prawda czasem odbywało się to kosztem garderoby mojej mamy i połamanymi igłami w maszynie, ale nie poddawałam się. Chciałam, żeby moje lalki były szczęśliwe jak ja. Fascynowały mnie także czarno-białe fotografie mojej babci, mogłam na nich podziwiać pięknie ubrane panie w kapeluszach. Miały w sobie w sobie nieodparty urok i elegancję.
Gdy dorosłam zaczęłam szyć, nie tylko dla siebie. Radość była podwójna. Odkryłam, że jestem w stanie sprawić radość swoim szyciem również innym kobietom.
Podstawy wiedzy na temat krawiectwa i powstawania ubrań zdobyłam w szkole, ucząc się szycia na miarę. Było to ponad dwadzieścia lat temu. Przez ten czas z krótszymi i dłuższymi przerwami pogłębiałam swoje umiejętności i zdobywałam nowe. Pilnie śledziłam wszystkie nowinki w tej profesji. W dużej mierze była to wiedzą techniczna. Odzwierciedlałam wzory dopasowując do sylwetek klientek. Ale czułam ciągły niedosyt, chciałam czegoś więcej. Czegoś, co wypływa z mojej wyobraźni. Zaczęłam więc stopniowo realizować swoje projekty. Na to, żebym zaczęła tworzyć, musiał przyjść odpowiedni moment. I ku mojej radości – przyszedł. Byłam wtedy w bardzo trudnej sytuacji życiowej i zdawało mi się , że świat legł w gruzach nie dając mi szansy na cokolwiek. Te trudne osobiste doświadczenia, jakich doznałam, zaczęły we mnie rodzić potrzebę kreowania własnych pomysłów.
Uwielbiam ten moment, kiedy przychodzi natchnienie. Jest niesamowity, tym bardziej, że pojawia się niespodziewanie. Ale, czy mogę sprecyzować, kiedy pojawi się wena? Nie sądzę. Może spróbuję najpierw określić, czym dla mnie jest. W moim odczuciu to chwila, kiedy bez głębszego zastanawiania się pozwalam ponieść się impulsowi. To czas, kiedy zamykam na chwilę oczy, a potem moje dłonie tworzą coś, co mam w swojej wyobraźni. Kolor, forma, przekaż spotykają się w jednym miejscu. Myślę, że wena jest wypadkową emocji, jakich doświadczam. Nie potrafię określić, kiedy przyjdzie „ten” czas. To zmienne i nieprzewidywalne. Nie do zaprogramowania.
Gdy rozpoczynałam naukę w krawiectwie , dostawałam coraz trudniejsze rzeczy do wykonania, wymagające wyobraźni i precyzji. Pani profesor skutecznie zaszczepiła we mnie chęć poszerzania swoich umiejętności nabytych w domu i szkole. Nadal więc dążę do rozwoju, nie poprzestając na jednej koncepcji, stawiam sobie nowe wyzwania na mapie mojego spełnienia. Swoje talenty staram się rozwijać wielokierunkowo.
Jedną ze ścieżek jest pogłębianie warsztatu czysto krawieckiego. Stałe uczę się czegoś nowego. Wychodzę z założenia, że stojąc w miejscu, cofam się. A projektowanie zaczęłam od prostych rzeczy, stopniowo przesuwając sobie wyzwania. Najpierw były torby, pasy, ozdoby na rękę lub szyję. Później przyszedł czas na gorsety i suknie (ślubne, wieczorowe, nowoczesne). Chcąc rozwijać i poszerzać swoje umiejętności, stosuję różnorodność przy doborze technik wykonania i materiałów. Szukam takich, które odzwierciedlą to, co mi w duszy gra. Wachlarz możliwości jest olbrzymi. Korzystam z tego. Uwielbiam tworzyć z koronek, ale w moich pracach można również odnaleźć sznurek, drewno, liście, szklane koraliki i metalowe elementy. Z tkaninami jest podobnie. Stosuję różnorakie, od cięższego aksamitu do tych najbardziej zwiewnych i lekkich jak piórko. Kolejna ścieżka to poszerzanie warsztatu rękodzielniczego, najbardziej pracochłonnego, ale bardzo efektownego. Haftowanie, ozdabianie koralikami, cekinami i innymi dodatkami to techniki również obecne w mojej pracowni.
Inspiracje czerpię z otoczenia, są wszędzie. Myślę, że w dużej mierze za sugestię odpowiada to, na co w danym momencie są wyostrzone zmysły. Fascynuje mnie natura kobiet, ich emocjonalność, wewnętrzne piękno. W swojej twórczości często odnoszę się do ich delikatności, wrażliwości, subtelności. Nie może jednak zabraknąć drugiej strony kobiecości – istoty nasyconej zmysłowością, czasem nawet erotyzującej, czy zbuntowanej. Bardzo duży wpływ ma na mnie natura, odwołuję się do niej wielokrotnie, to dzięki jej niepowtarzalności świat jest taki piękny. Jak łatwo zauważyć, motywy kwiatowe są jednymi z moich ulubionych. Zarówno delikatność ecru, jak i soczystość barw przyrody znajdują duże odzwierciedlenie w moich kolekcjach. Dotykam też aspektu równowagi z planetą w dwojaki sposób. Dając drugie życie ubraniu i ulegając chęci scalenia się z naturą, zanurzam się w łagodnych kolorach ziemi. Zauważam, jak bardzo są do siebie podobne natura i kobieta. Obydwie jednoczą w sobie coś, co z pozoru wydaje się nie do połączenia, delikatność z siłą.

Zawsze byłam pewna, że wybrałam odpowiednią dziedzinę dla siebie. Mój wybór dodatkowo się ugruntował, gdy zaczęłam tworzyć swoje projekty. Mogę w nich wyrazić swoje postrzeganie kobiecości, kreować na swój sposób. Od kobiet, które miały na sobie moje dzieła, dostaję budujące wiadomości typu :”czułam się jak księżniczka w tej sukience”, albo „czułam się jak w bajce”. To balsam dla mojej duszy.
Tworzę swoje prace zgodnie ze swoimi odczuciami. To wieloetapowy proces. Czasem koncepcja pojawia się nagle, pod wpływem impulsu, natychmiast więc przystępuję do realizacji. Innym razem dojrzewam do pomysłu, czuję wtedy, że jest gdzieś w moich myślach, ale niemal niedostrzegalnie. Lekki, ledwo widoczny zarys czeka na swój właściwy moment. Gdy ten nadchodzi, owoc mojej wyobraźni powoli zaczyna nabierać barw i kształtów. Ewoluuje. Aż do czasu, gdy widzę go w całej okazałości. Pozostaje przenieść go do materialnej formy.
Chcąc nadać realne kształty temu, co zaistniało w mojej wyobraźni, biorę pod uwagę mnóstwo czynników. To dobór odpowiedniej tkaniny, techniki wykonania, a także elementów zdobniczych. Kolejność dalszych prac bywa różna, jest podyktowana technicznymi wymaganiami. Żeby zobrazować różnice porównam kilka moich projektów.
A) Sukienka z kolekcji „Sztuka jest kobietą” – w tym projekcie zdecydowałam się na stworzenie sukienki moją autorską techniką, pomijając standardowe wycinanie poszczególnych elementów odzieży (zazwyczaj stosowany w krawiectwie).
Jest tylko płaszczyzna tkaniny, która ma stać się sukienką. I staje się. Zanurzam dłonie w tkaninie stopniowo nadając jej formę, spośród załamań i draperii wyłania się kształt, jakiego oczekuję. Po utrwaleniu wszystkich ułożeń przychodzi czas na ręczne ozdabianie całości.
B) Gorset z kolekcji „Seksapil „ – tu wszystko przebiega zupełnie inaczej. Mnóstwo elementów wyciętych z kilku warstw po połączeniu tworzy całość. Dopasowywanie gorsetu może odbywać się za pomocą łączeń każdego z tych elementów. To dzięki nim nadaję oczekiwaną linię całości. A dodatek w postaci cyrkonii stanowi zupełnie odrębny element zdobniczy.
C) Kolejną z sukienek z tej samej kolekcji wykonałam techniką ogólnie przyjętą, wykrojone części spodu sukienki są ze sobą zszyte. Wymaga jednak nałożenia dodatkowej warstwy starannie wymodelowanego tiulu. Dopiero po ułożeniu w nim wszystkich draperii i umiejscowieniu w szwach mogę przystąpić do wyszywania ręcznego.
D) W kolekcji „Pory Roku” w jednym z modeli proces wykonania jest odmienny od przytoczonych wcześniej. Po wykrojeniu wszystkich elementów potrzebnych do uszycia całości zeszywam je i przymierzam. Po naszkicowaniu drzewa rozdzielam te części, jedna z nich stanie się swoistym „płótnem” do stworzenia unikalnego drzewa. Haftuję kontury drzewa, umieszczam mnóstwo metalowych elementów i szklanych drobnych koraliczków. Gdy jest gotowe przystępuję do uszycia całości.

Moja sztuka jest dla mnie bardzo ważna, nie umiem bez niej funkcjonować. Pozwala mi trzymać się jasnej strony życia. Wielokrotne tylko dzięki niej byłam w stanie przetrwać najtrudniejszy czas . Zawsze ciągnęła mnie ku górze, nie pozwalając opaść na dno, pomimo życiowych dramatów. Wyrażam w niej swoje samopoczucie, emocje pozwala mi na uzewnętrznienie się. Odnajduję siebie w tworzeniu, idę drogą, którą dyktuje mi serce. Jestem przekonana, że zmierzam we właściwym kierunku. Lubię też inspirować się twórczością innych artystów. Emocje, jakich doświadczam, sięgając do prac malarzy, poetów, muzyków, fotografów i innych, pozwalają mi wyznaczyć własną twórczość.
Moja twórczość jest adresowana do wybranego grona odbiorców, kobiet ceniących oryginalność. W dużej mierze to suknie, które świetnie sprawdziłyby się na scenie, ślubnym kobiercu, czy wspaniałej kolacji.
Publikuję swoje prace na portalach społecznościowych, Instagram @ana_anja_art_sewing lub na fb. Można je tam obejrzeć i kupić.